Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której [spełnienie już się] ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy. (Rz 8,18-25)

Wiara, która jest pełna światła dzięki Temu, w którego wierzymy, często jest przeżywana w ciemności. Może być wystawiona na próbę. Świat, w którym żyjemy, bardzo często wydaje się daleki od tego, o czym zapewnia nas wiara. Doświadczenia zła, cierpienia, niesprawiedliwości i śmierci wydają się zaprzeczać Dobrej Nowinie; mogą one zachwiać wiarą i stać się dla niej pokusą. (KKK 164)

Powinniśmy wtedy zwrócić się do świadków wiary: Abrahama, który „wbrew nadziei uwierzył nadziei”; Maryi Dziewicy, która w „pielgrzymce wiary” doświadczyła nawet „nocy wiary”, uczestnicząc w cierpieniu Syna i nocy Jego grobu; i tylu innych świadków wiary. (KKK 165)

„Pan Bóg, który nas tak kocha – mówiła [św. Teresa od Dzieciątka Jezus] – ma dość zmartwienia z tego powodu, że musi zostawiać nas na ziemi dla wypełnienia się czasu próby, byśmy Mu go dodawali jeszcze ciągłym powtarzaniem, że jest nam źle; przeciwnie, trzeba mieć zawsze taki wyglad, by On nie spostrzegł się, że cierpimy!”

Nie mówiła nikomu o swym wielkim doświadczeniu, jakim były pokusy przeciw wierze, które bardzo zaciemniły niebo jej duszy w ostatnich osiemnastu miesiącach życia. Mówiła mi, że kiedy zwierzyła się z nich ojcu Godefroy-Madelaine, poradził jej przepisać Credo [Wyznanie wiary] i nosić na sercu, co natychmiast uczyniła. Napisała je swoją krwią. (…) Prosiła mnie tylko o modlitwę i nie okazywała już na zewnątrz swych cierpień. Pokusy swoje zwyciężała częstymi aktami wiary i układaniem wierszy brzmiących echem miłości jej duszy.

„Oto rzecz, której bym nigdy nie zrobiła! Prosić o pociechy! (…) Słodko jest służyć Panu w nocy doświadczenia, wszak na to, by żyć wiarą, mamy tylko to życie…”

„Pragnę, abyś była zawsze jak waleczny żołnierz, który nie uskarża się na swoje trudy, własne rany nazywa tylko zadraśnięciami, a przynosząc stale ulgę innym, uważa ich drobne dolegliwości za poważne”.

„Dlaczego brak nam odwagi? Dlatego, że nikt się nad nami nie użala! (…) Pragnąć, by się nad nami litowano, to jest rzecz zwyczajna, kiedy czujemy się źle. Błogosławiona Małgorzata Maria, mając dwukrotnie wrzód, uważała, że cierpiała tylko z powodu pierwszego, ponieważ drugi, którego nie mogła ukryć, stał się przedmiotem współczucia ze strony sióstr.
    Jeśli się nad tobą litują, to masz pociechę. Jeśli się nie litują, ciesz się z tego! (…) Zwróć uwagę na troski innych, na to, że oni mają prawo do litości i do pociechy większe niż ty…”

(Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma mniejsze, Kraków 2004, s. 278, 347n, 353n)

Wersja dla Worda