„Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. (…) Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25,35-36.40)
„I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże”. (1 Kor 13,3)
Uczynkami miłosierdzia są dzieła miłości, przez które przychodzimy z pomocą naszemu bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy. Pouczać, radzić, pocieszać, umacniać, jak również przebaczać i krzywdy cierpliwie znosić – to uczynki miłosierdzia co do duszy. Uczynki miłosierdzia co do ciała polegają zwłaszcza na tym, by głodnych nakarmić, bezdomnym dać dach nad głową, nagich przyodziać, chorych i więźniów nawiedzać, umarłych grzebać. Spośród tych czynów jałmużna dana ubogim jest jednym z podstawowych świadectw miłości braterskiej; jest ona także praktykowaniem sprawiedliwości, która podoba się Bogu. (KKK 2447)
W ubogim dotykamy realnie ciała Chrystusa. W ubogim karmimy głodnego Chrystusa; w ubogim przyodziewamy Chrystusa nagiego i przygarniamy pod swój dach bezdomnego Chrystusa.
Głód to nie tylko potrzeba chleba, nagość – brak odzienia, a bezdomność – pragnienie dachu nad głową. Nawet bogaci łakną miłości i czułości, pragną czuć się niezbędni, móc nazwać kogoś „swoim”.
(Matka Teresa z Kalkuty, Radość daru, Warszawa 1981, s.33)
Kiedy Jezus mówi o głodzie, ma na myśli nie tylko głód w sensie fizycznym, ale także głód miłości, ciepła, zrozumienia. Chrystus na pewno doświadczył braku miłości – przyszedł do swoich, a oni Go odrzucili. Wiedział, czym jest samotność, odrzucenie, brak swojego miejsca. Ten rodzaj głodu jest bardzo rozpowszechniony w dzisiejszym świecie, niszczy wiele istnień ludzkich, wiele domów i wiele krajów. Być bezdomnym, znaczy nie tylko nie mieć dachu nad głową, ale także nie mieć nikogo, kto by nas rozumiał i był dla nas dobry. Ten rodzaj ubóstwa woła o kogoś, kto zechciałby otworzyć swoje serce i przyjąć doń ludzi samotnych, tych, którzy nie mają rodziny, którzy są pozbawieni jakiegokolwiek ludzkiego ciepła.
Łatwo jest kochać ludzi, którzy są od nas daleko, trudniej jednak kochać tych, których mamy blisko. Łatwiej jest podać kubek ryżu, by zaspokoić głód, niż złagodzić uczucie samotności oraz ból kogoś nie kochanego w naszym domu. Wnieśmy miłość do naszych domów, bo to właśnie w domu musi narodzić się nasza miłość bliźniego.
(Matka Teresa z Kalkuty, Miłość, owoc, który dojrzewa w każdym czasie.
Rozważania na każdy dzień, Warszawa 1991, s.120.97)