„Stać się dzieckiem” wobec Boga
„Stać się dzieckiem” wobec Boga - to warunek wejścia do Królestwa. W tym celu trzeba się uniżyć, stać się małym; co więcej, trzeba „się powtórnie narodzić” (J 3,7), narodzić się „z Boga” (J 1,13), by „się stać dzieckiem Bożym” (J 1,12). (KKK 526)
Pan Jezus niejednokrotnie zwraca uwagę, że powinniśmy patrzeć na Królestwo Boże jak dziecko. „W owym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa, pytając: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim”. (Mt 18,1-4).
Jakie są realne podstawy by mała droga nie była złudzeniem? Pierwszą podstawową prawdą jest dobroć Boga jako prawdziwego naszego Ojca. Ta dobroć czynna, udzielająca się nam nazywa się miłością. Bóg jest miłością, tzn. dobrocią udzielającą się.
Bóg jest dla nas dostępny przez akt wiary, dlatego musi być w nas silna wiara w wielką dobroć i miłość Bożą. Wiara nie obojętna, ale coraz bardziej pogłębiona, która sprawia, że nasza odważna ufność nie jest tylko teorią, ale jest czymś bardzo praktycznym. Praktyczna ufność to nie tylko obecność na Mszy św. w niedzielę i zapewnianie Pana Boga, że mu ufamy, a potem życie takie, jakby Boga wcale nie było. Prawdziwa ufność na drodze dziecięctwa, to postępowanie na każdym kroku tak, że się staje widoczne, że liczymy się z Bogiem i liczymy na Boga.
Druga prawda na drodze dziecięctwa to przekonanie, że jestem od Boga zależny, nie tylko pod względem materialnym, ale przede wszystkim pod względem duchowym. Jeśli coś mogę z życia duchowego zrozumieć, to dzięki pomocy Bożej albo w sposób przyrodzony, albo przez łaskę, przez działanie Ducha Świętego. Tylko to mogę zrozumieć, co mi Pan Bóg zrozumieć pozwoli. Widzimy czasem takich ludzi: chcieliby wierzyć, a nie mogą się na to zdobyć, bo nie ma u nich podstawowego aktu wewnętrznego, jakim jest poddanie się Bogu, oddanie Mu swego rozumu.
Jeżeli chodzi o naszą wolę, powinna ona być tak nastawiona, by chciała tylko tego, czego chce Bóg. Gdy woli Bożej nie znam, to moim obowiązkiem będzie chcieć ją poznać i wypełnić.
Na tym polega właśnie ufne oddanie się Bogu. Tak oddała się Bogu i oddawała coraz doskonalej Matka Najświętsza. Podobnie Apostołowie, zwyczajni, grzeszni ludzie, z chwilą, gdy uwierzyli, starali się coraz lepiej Pana Boga rozumieć, poznawać i iść za Nim.
To jest właściwie ciągłe, coraz doskonalsze oddawanie się Panu Bogu. Doskonałość tego oddania nie polega na tym, że człowiek jest zdolny czynić jakieś wielkie rzeczy. Ta zdolność pochodzi od Boga. Jeżeli Pan Bóg oczekuje od kogoś wielkich rzeczy, będzie wykonywał wielkie rzeczy, jeśli oczekuje, by robił małe rzeczy, będzie robił małe. Postęp na drodze dziecięctwa polega w gruncie rzeczy na tym, że człowiek robi się coraz mniejszy, rozumie, że nie jest samowystarczalny i dlatego jest zdolny coraz więcej od Boga przyjmować. Nie chce robić nic sam, a to, czego Pan Bóg od niego oczekuje, chce wykonywać jak najdoskonalej.
Gdybyśmy chcieli sprecyzować, na czym polega nasze ufne oddanie się Bogu, moglibyśmy powiedzieć, że na pragnieniu, by coraz bardziej poddawać Mu nasz rozum przez żywą wiarę, byśmy zaczęli tak myśleć, jak Bóg sobie życzy. Pragnienie, by Bóg tak uformował nasza wolę, byśmy chcieli zawsze robić to, czego Bóg chce, a czego może teraz nie umiemy zrobić… Jeśli Jego oczekiwania wydają się nam czasem zbyt trudne, prośmy, by Bóg nas wewnętrznie przemienił i udoskonalił tak, by nasze zapatrywania były podobne do Jego zapatrywań i byśmy w końcu byli gotowi zrobić wszystko, na co jeszcze w tej chwili nie umiemy czy nie chcemy się zdecydować. Ale to może się dokonać tylko na podstawie głębokiej wiary i ufności w dobroć i miłość Bożą. Tylko wtedy w sposób dziecięcy będziemy mogli coraz lepiej oddawać się Bogu.
(por. ks. A. Woźny, Bóg jest najważniejszy, Poznań 1999, 16-21)
Wiara Maryi drogowskazem dla naszej wiary w chwili próby
Zdaje nam się czasem, że Bóg chce zła, albo nie potrafi mu zapobiec i to powoduje bunt przeciwko Niemu.
Modliliśmy się bardzo o życie naszego dziecka w pierwszych miesiącach ciąży - wyznał kiedyś Roman. - A ono zmarło. Mówiliśmy sobie z Basią, że widocznie Bóg tak chciał... Ale wewnątrz, w środku, przeżywaliśmy bunt przeciwko Panu Bogu.
Nieco innym doświadczeniem podzieliła się z nami Elżbieta:
Przeżyliśmy z Januszem załamanie, kiedy nasza córka zdawała egzamin komisyjny. Myśmy w tym momencie klęczeli i się modlili. Cały różaniec odmówiliśmy chyba ze trzy razy gdzieś tam na łące, a ona w sali nie zdała tego egzaminu... Trzy razy podchodziła. Nie zdała. To była zmowa zła. Myśmy to wiedzieli, i modlił się ksiądz nasz zaprzyjaźniony, i wszyscy... Przeżyłam wielki bunt, powiedziałam: „Panie Boże! To ja się tak modlę, to ja służę, jestem taka wspaniała i w ogóle, a Ty tu...” I co się okazało? Po latach Pan Bóg wyciągnął dobro z tego, dla nas i dla niej. Wtedy, kiedy nam ktoś mówił, że może to się w dobro obróci, to nie wierzyłam. Ale właśnie to, myśl taka, że może jednak... ciągle mi w głowie świtała...
Jeżeli dochodzi do dramatu, to jest on próbą miłości, próbą wiary, a może oczyszczaniem naszych fałszywych wyobrażeń o Panu Bogu, naszych spodziewań się i zrozumieniem, że „tak trzeba było”, i że warto naśladować Jezusa w miłości, która jest większa niż wszystkie nasze doczesne pragnienia, marzenia i spodziewania.
(por. J. Grzybowski, Małżeńskie drogowskazy, Kraków 2002, s.139.141)
Maryja jawi się jako wzór wiary w Jezusa, która nie cofa się przed żadną przeszkodą.
Także działalność publiczna Jezusa poddawała próbom wiarę Maryi. Z jednej strony źródłem pociechy była dla Niej świadomość, że przepowiadanie i cuda Jezusa budzą podziw i uznanie wielu. Z drugiej jednak goryczą napełniał Ją coraz bardziej zaciekły sprzeciw faryzeuszów, uczonych w Piśmie i hierarchii kapłańskiej.
Możemy sobie wyobrazić, jak Maryja cierpiała z powodu tego niedowiarstwa, które dostrzegała nawet u swoich bliskich: ci, którzy nazywani są braćmi Jezusa, to znaczy Jego krewni, nie wierzyli w Niego i sądzili, że Jego postępowaniem kierują osobiste ambicje (por. J 7,2-5).
Choć Maryja boleśnie przeżywa ten rozłam w łonie rodziny, nie zrywa więzi z krewnymi, których odnajdujemy ponownie wraz z Nią w pierwszej wspólnocie oczekującej na Pięćdziesiątnicę (por. Dz 1,14). Okazując innym życzliwość i miłość, Maryja udziela im swojej wiary.
Mimo dramatu Kalwarii wiara Maryi pozostaje niewzruszona. Dla wiary uczniów dramat ten był wstrząsem. Tylko dzięki skuteczności modlitwy Chrystusa Piotr i pozostali apostołowie mogli powrócić - choć boleśnie doświadczeni - na drogę wiary, aby stać się świadkami zmartwychwstania.
Ewangelista Jan mówi, że Maryja stała pod krzyżem (por. 19,25), przez co daje nam do zrozumienia, że nawet w tym dramatycznym momencie nie zabrakło Jej odwagi. Był to z pewnością najtrudniejszy etap Jej «pielgrzymki wiary». Maryja potrafiła jednak stać pod krzyżem, gdyż Jej wiara nie zachwiała się. Nawet w chwili próby Maryja nie przestała wierzyć, że Jezus był Synem Bożym i że przez swoją ofiarę odmieni los ludzkości.
Dziękujmy Bogu za to, że to postępowanie drogą wiary za Maryją stało się naszym udziałem, wiarą naszego narodu, i prośmy zarazem o to, abyśmy idąc za Jej przewodnictwem nigdy nie ustawali w wierze.
(por. Jan Paweł II, Audiencja generalna, 6 V 1998)
Pytania pomocnicze:
1. W jakich ostatnich doświadczeniach wiara Maryi jest dla ciebie nadzieją i ostoją?
2. Czy doświadczyłeś tego, że twoja wiara (tak jak wiara Maryi) jest potrzebna twoim bliskim?
Bez widocznej wielkości
Przez większą część swego życia Jezus dzielił sytuację ogromnej większości ludzi: było to codzienne życie bez widocznej wielkości, życie z pracy rąk, żydowskie życie religijne poddane Prawu Bożemu, życie we wspólnocie. O całym tym okresie zostało nam objawione, że Jezus był „poddany” swoim rodzicom oraz że „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,51-52). (KKK 531)
W życiu duchowym bardzo ważny jest punkt wyjścia, dokładniej fundament i pozycja wyjściowa. Droga człowieczeństwa Pana Jezusa rozpoczyna się w Nazarecie i trwa długo w sensie czasowym. Fakt ten ukazuje, iż to co istotne dla fundamentu naszego duchowego życia, możemy odkryć w ukrytym życiu Pana Jezusa. Aby przybliżyć nam jak ważne jest to zagadnienie o. Piotr Rostworowski posługuje się obrazem:
„Gdy się ma wypuścić rakietę w przestworza, rzeczą podstawową jest równowaga jej konstrukcji i należyte wycelowanie, każdy bowiem błąd w punkcie wyjściowym spowoduje odchylenie od właściwego kierunku, w miarę posuwania się naprzód, błąd początkowy stawać się będzie coraz większy. Coś podobnego można powiedzieć i o życiu człowieka. Bardzo ważną sprawą jest jego pozycja wyjściowa, zdrowe i zrównoważone zasady, na których opiera swój wysiłek ascetyczny. Błędy w tej postawie wyjściowej powiększają się z czasem i powodują coraz poważniejsze odchylenia, począwszy od zwykłych dziwactw, aż do daleko idących wypaczeń. Życie wprawdzie z jego doświadczeniami i działaniem łaski wiele może naprawić i wyprostować, Bóg daje się znaleźć w sposób nieraz zupełnie nieoczekiwany, mimo zupełnego braku ludzkiego przygotowania”.
(o. P. Rostworowski OSB, Kierownictwo duchowe, Kraków 2008, s.53)
Dziś przyjrzyjmy się jednej z tych podstawowych zasad, jakie określa zacytowany fragment Katechizmu: bez widocznej wielkości.
Według o. Rostworowskiego „wszelkie dążenie do doskonałości winno się opierać na wypełnianiu zwyczajnych powinności człowieka i chrześcijanina”, a karykaturą pobożności nazywa on zaniedbywanie najprostszych i podstawowych powinności, a szukanie wzniosłego życia modlitwy lub szeroko zakreślonej pracy charytatywnej czy apostolskiej, czy też innych jakkolwiek wzniosłych celów. (por. tamże, s.55n)
Pytania pomocnicze:
1. Czy kochasz swoje codzienne obowiązki?
2. Czy jesteś przekonany, że pogłębienie życia duchowego jest ściśle związane z prostotą i zwyczajnymi czynnościami, które podejmujesz każdego dnia?
Pierwotna komunia mężczyzny i kobiety
Pierwotny zamysł Boga: Mt 19,3-9; Rdz 1,26-27; Rdz 2,18-25
Najpierw Bóg czyni gest ukształtowania mężczyzny i pozwala mężczyźnie, by uświadomił sobie całe swoje ubóstwo, swoją samotność. Chociaż Bóg dał mu wiele rzeczy materialnych i istot żywych, to mężczyzna nie mógł się tym zadowolić. W ten sposób Bóg natychmiast pozwala zrozumieć mężczyźnie, że jakiś jego wymiar wykracza poza świat, sięga znacznie głębiej: mężczyzna szuka kogoś, kogo mógłby kochać. I gdy ten ktoś, kogo mógłby natychmiast pokochać, jest nieobecny, powstaje w nim swoisty smutek, jakieś niezaspokojone pragnienie. To pozwala nam zrozumieć ten moment, w którym Bóg zostawił mężczyznę samego. A gdy mówi: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”, chce byśmy zrozumieli, że stwarzając człowieka z całą jego autonomią, autonomią jego istnienia, złożył także w nim wielkie pragnienie kochania kogoś, kto jest mu bliski, a jednocześnie różny od niego. Stworzenie kobiety dobrze to pokazuje: Bóg chce nam pokazać, że kobieta jest bardzo bliska mężczyźnie – „jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała” – a jednocześnie jest różna od niego. To ona będzie mogła stać się dopełnieniem mężczyzny, przede wszystkim w porządku miłości – przy czym miłość rozumiemy w jej najgłębszym znaczeniu, to znaczy jako miłość, która ogarnia całego człowieka.
(F. Lenoir, W sercu miłości – rozmowy o miłości i małżeństwie z o. Marie-Dominique Philippe, Poznań 1997, s.13-14)
Do pierwotnej komunii odnosi nas sam Chrystus w Mt 19,3-9. Czy człowiek może wyrzec się powołania określonego „od początku” pojęciem „obrazu i podobieństwa”? Czy może odrzucić dar pochodzący od Boga? Człowiek chce przyjąć dar pochodzący od Boga. W tym jego szczęście. Człowiek jest Bożym stworzeniem i powinien żyć tajemnicą Miłości żyjącą w łonie Trójcy Przenajświętszej, bo w tym jest określone powołanie określone „od początku” pojęciem „obrazu i podobieństwa”. Przeżywana przez mężczyznę i kobietę komunia osobowa jest wzajemnym obdarowaniem. Obdarowanie zawarte jest już w samej tajemnicy stworzenia. Jest to czas komunii z Bogiem. Bóg, który sam w sobie przeżywa komunię osób, stwarzając człowieka na swój obraz, powołuje go także do komunii osobowej. W człowieka jest wpisana postawa czynienia z siebie daru dla drugiego. Małżeństwo jest uprzywilejowanym miejscem obdarowania, bo całkowitym, duchowym i cielesnym. Według Jana Pawła II komunia osób jest to wzajemny bezinteresowny dar z siebie. Komunia ta wypływa z komunii z Bogiem.
Pytania pomocnicze:
1. Jak konkretnie odwzajemniam dobroć, której doznaję od drugiego człowieka?
2. Spróbuj nazwać konkretne dobro, jakie otrzymałeś od drugiego człowieka.
Spróbuj nazwać konkretne dobro, jakie ofiarowałeś drugiemu człowiekowi.