I Niedziela Adwentu: Czuwać to być otwartym Boga

 

Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej was niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła (Rz 13, 11n).
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24,42-44).

Wezwanie do czujności i gotowości na przyjście Pana nie jest jedynie wezwaniem do gotowości na spotkanie z Bogiem w chwili śmierci. Bóg chce, byśmy oczekiwali na spotkanie z Nim w naszej codzienności. On przecież przychodzi do nas w różnorodnych sytuacjach naszego życia. On jest obecny w nas i wciąż pozostaje przy nas poprzez wszystko, co stworzył (1).
Niezwykłym człowiekiem modlitwy, potrafiącym odkrywać wszędzie obecność Boga, był Guy de Larigaudie: wielki podróżnik (przejechał po raz pierwszy samochodem z Francji do Indochin), przywódca młodzieży francuskiej; ktoś, kto ukochał Boga całym sercem, dlatego mógł w pełni ukochać również bliźnich i świat. Jego religijną postawę cechowała przede wszystkim pełna wiary modlitwa afirmacji świata, zachwyt dla jego piękna. Przecież jeśli kocha się Boga, kocha się również świat. „Ścinając końcem szpicruty chwasty, żując źdźbło trawy, goląc się rano, bez znużenia powtarzać można Bogu, że kocha się Go bardzo. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do obecności Boga w sobie, że w głębi serca zawsze mam modlitwę, która dochodzi niemal do warg. Ta zaledwie świadoma modlitwa nie ustaje nawet w półśnie, któremu towarzyszy kołysanie pociągu czy pomruk okrętowej śruby” (2).
Otaczający świat może otwierać nas na Boga i prowadzić do zjednoczenia z Nim. Dzieje się tak, kiedy odkrywamy Jego obecność w ofiarowanych nam darach i postawionych na naszej drodze ludziach, uświadamiając sobie coraz bardziej nadprzyrodzony aspekt relacji, które wiążą nas z nimi z woli Boga. Ten sam świat może jednak zamykać nas na Boga, kiedy szukamy fałszywych oparć licząc bardziej na rzeczy czy ludzi niż na Niego, kiedy zapominamy o Nim jednocześnie szukając u innych pomocy, przywiązując się do nich i stawiając ich w miejsce Boga, a nawet czcząc. Bywa, że i siebie umieszczamy w tym świecie bez Boga, świecie zagubionym, prowokując innych, by w nas bardziej niż w Bogu szukali oparcia, przywiązywali się do nas, otaczali nas szacunkiem czy nawet czcią zamiast Boga – i w ten sposób zasłaniamy im Boga (3).
„Świat” staje się polem i narzędziem ludzi świeckich w realizacji ich chrześcijańskiego powołania. Chrzest bowiem nie odrywa świeckich od świata, lecz powierza im powołanie, aby przyczyniali się do uświęcenia świata na kształt zaczynu, od wewnątrz niejako. W ich życiu nie może być dwóch równoległych nurtów: z jednej strony tak zwanego życia „duchowego” z jego własnymi wartościami i wymogami, z drugiej tak zwanego życia „świeckiego”, obejmującego rodzinę, pracę, relacje społeczne, zaangażowanie polityczne i kulturalne (4). W powołaniu ludzi świeckich nie chodzi o ucieczkę od świata, aby znaleźć Boga. Ich życie staje się nieustannym oczekiwaniem na przychodzenie Pana w codzienności i przygotowywaniem świata na Jego przyjście na końcu czasów. Dlatego zaangażowanie w świat w żadnej dziedzinie nie może być oddzielone od życia wiary.

1.Por. Zawierzyć Opatrzności Bożej, Warszawa 2000, s. 178.
2.Por. Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa, 1998, s. 227-230.
3.Por. Bóg oparciem w świecie ludzkiego zagubienia, Warszawa 2002, s.44-45.
4.Por. Jan Paweł II, Adhortacja ap. o powołaniu i misji świeckich w Kościele, Christifideles laici, 15.59

grupy dzielenia      opracowanie 

8.XII  Niepokalane Poczęcie: Wpatrzeni w Niepokalaną

Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1, 5-6).
„Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1, 38)
Kościół pragnie, abyśmy zrozumieli, że tak jak Chrystus raz jeden przyszedł na świat w ludzkim ciele, tak też gotowy jest przyjść do nas w każdej chwili i o każdej godzinie, jeśli tylko usuniemy przed Nim wszelkie przeszkody, i że wtedy zamieszka duchowo w naszych duszach przynosząc nam obfitość łask. Dlatego nasze dusze mają się przygotować na przyjście Chrystusa Pana tak, jak gdyby teraz właśnie miał przyjść na ten świat (1). Kiedy zastanawiamy się, jak moglibyśmy najlepiej współpracować z udzieloną nam łaską Bożego synostwa byłoby dobrze, gdybyśmy kierowali naszą uwagę na Tę, która odpowiedziała na nią najpełniej (2).
Popatrzmy, jaką postawę przyjmuje Maryja w obliczu oznajmionego Jej powołania. Odpowiada Ona Aniołowi: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1, 38). W przypisie do tego fragmentu Ewangelii czytamy: „Tekst grecki mówi o niewolnicy Pańskiej, a więc o osobie, która w rękach swojego właściciela jest rzeczą nie posiadającą żadnych praw ani wolności, dla której wola Pana jest jej wolą i która tę wolę zawsze chce spełniać” (3). Maryja mówi Bogu: Chcę być Twoją niewolnicą. Jak pogodzić tę „sprzeczność” między stwierdzeniem św. Pawła: „nie jesteś już niewolnikiem lecz synem” (Ga 4,7) a odpowiedzią Maryi? – Wyznanie Maryi nie jest wyznaniem niewolnika, ale dziecka ufnie powierzającego się Ojcu. Stojąc w obliczu nieskończonej miłości objawiającego się Boga i w obliczu najbardziej zawrotnego powołania, oddaje Ona całe swoje życie w Jego ręce. Wspaniałomyślność Boga spotyka się tu z najwłaściwszą ludzką odpowiedzią, która jest jakby wyznaniem: Ty, który w swoim Synu oddajesz się mnie, przyjmij moje bezgraniczne zawierzenie się Tobie. Uczyń ze mną wszystko, co zamierzasz. Oddaję Ci siebie i swoją wolę, bo wierzę, że Twoja wola jest wyrazem niezgłębionej miłości. Chcę, byś mógł zrealizować we mnie to, do czego mnie powołujesz (4).
Podobnie jak Abraham „wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów” (Rz 4, 18), tak Maryja uwierzyła, że z mocy Najwyższego, za sprawą Ducha Świętego, stanie się Matką Syna Bożego. Uwierzyć – to znaczy „powierzyć siebie” samej istotnej prawdzie słów Boga żywego, znając i uznając z pokorą, „jak niezbadane są Jego wyroki i niezgłębione Jego drogi” (por. Rz 11, 33). Maryja, która z odwiecznej woli Najwyższego znalazła się – rzec można – w samym centrum owych „niezgłębionych dróg” oraz „niezbadanych wyroków” Boga, poddaje się w półcieniu wiary, przyjmując całkowicie i z sercem otwartym to wszystko, co było przewidziane w planie Bożym (5).
W encyklice Redemptoris Mater Jan Paweł II analizuje janowy opis sceny pod krzyżem, w której Jezus zawierza ucznia Matce a Matkę powierza uczniowi. Papież twierdzi, że słowa wypowiedziane przez Chrystusa z krzyża są skierowane do wszystkich wierzących i zachęcają wszystkich do przyjęcia Maryi na wzór św. Jana Apostoła (6). Słowa: „uczeń wziął Ją do siebie” oznaczają, że wprowadził on Maryję do swojego życia wewnętrznego, czyli do swojej relacji z Bogiem.
Dziecko, pozostając w bliskim kontakcie z matką, obserwuje ją i zaczyna mimo woli patrzeć na wszystko jej oczami. Małe dziecko dzieli ze swoją mamą wszystko, co przeżywa, ona uczestniczy również w jego przeżyciach wewnętrznych. Dlatego też świadomie czy podświadomie naśladuje ją. Właśnie o to chodzi również w przypadku dziecka Bożego, które zawierzając się po synowsku swojej duchowej Matce, zaczyna dzielić z Nią całe swoje życie, tworząc komunię osób. I tak bardzo wpatruje się w Nią, że nawet nie wiedząc kiedy zaczyna żyć Jej życiem i kochać Jej Sercem. Zaczyna patrzeć na świat, tak jak Ona patrzy. Myśleć tak jak Ona myśli. Czuć jak Ona i żyć tak jak Ona. A patrząc tak, jak patrzy Maryja i myśląc tak jak Ona, myślimy tak, jak myśli Chrystus i patrzymy na świat tak, jak On patrzy. I wtedy rzeczywiście naśladujemy Chrystusa (7).
Można powiedzieć, że tak jak w Nazarecie Maryja-Matka Boża oczekiwała na narodziny Syna Bożego, podobnie dzisiaj – jako nasza Matka duchowa w jedności z Kościołem-Matką – z taką samą troską oczekuje na Jego duchowe narodziny w nas. Najgłębszym pragnieniem Maryi jest wzrastanie w nas Chrystusa, tak by w naszym sercu nie było już miejsca dla starego człowieka, a tylko dla Chrystusa i Jego woli (8).

(1) Św. Karol Boromeusz, List pasterski, Lit. godz. t. I: Pon. I Adw., s.159-160; (2) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, Warszawa 2000, s. 86; (3) Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 1987, s.151; (4) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, s. 86-87; (5) Jan Paweł II, Redemptoris Mater 14; (6) Tamże 45, por. też 6 i 46; (7) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, s. 97; (8) por. tamże, s. 100.

grupy dzielenia      opracowanie
 

III Niedziela Adwentu: Zapytajmy o naszą wiarę

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Powiedzcie małodusznym: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, On sam przychodzi, aby was zbawić”. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie. (Iz 35, 1.4-5.10)
Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. (Jk 5, 7-8)
Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi. (Mt 11, 5-6)

„Nadzieja zapewnia nam radość nawet w czasie próby: «Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi» (Rz 12,12)” (1). Źródłem prawdziwej radości jest posiadanie już teraz – choć w nadziei – pierwocin dóbr przyszłego życia. Przyniósł nam je Chrystus. Te dobra stanowią nowy fundament życia i sprawiają, że zwyczajny fundament, czyli ufność pokładana w dobrach materialnych, okazuje się tylko pozorny, nawet jeśli nie przeczy się jego normalnemu znaczeniu. Jednak aby dostąpić spełnienia obietnicy i wzrastać w te dobra niezbędna jest umiejętność oczekiwania połączonego z cierpliwym znoszeniem prób (2).
Pustynią w sensie próby wiary może być każda trudna sytuacja. Mogą to być na przykład trudności wynikające z naszych relacji z drugim człowiekiem, choroba, przygniatające psychicznie poczucie osamotnienia czy inne bardzo trudne sytuacje. Pustynią mogą być trudne, pełne oschłości stany duchowe, kiedy wydaje się nam, że Bóg jakby odszedł, kiedy nie czujemy Jego obecności i coraz trudniej jest nam w nią uwierzyć. Jeżeli teraz jesteś na tego rodzaju pustyni, to spróbuj zobaczyć, że w tym wszystkim obecny jest z tobą Bóg, który cię kocha. Jezus, który przed swoim publicznym wystąpieniem poszedł najpierw na pustynię, jakby ci mówi: „Patrz, nie jesteś sam, Ja byłem tu przed tobą. Ja też przez czterdzieści dni byłem głodny i też było mi ciężko. Nigdy nie jesteś sam. Spróbuj uwierzyć w Moją miłość” (3).
U podstaw takiego wyboru Chrystusa musi być coś, co ostatecznie jest najważniejsze, wiara w miłość. Ty jesteś jak małe dziecko, które nie zawsze wie, co jest dla niego dobre. Małe dziecko trzeba czasem zmuszać, żeby uczyło się, żeby jadło, żeby się ubierało, ponieważ dziecko nie zawsze potrafi kochać siebie. To mama i tata kochają je, troszczą się o nie. Tak też jest z nami. My nie zawsze wiemy, co jest dla nas dobre, nie zawsze potrafimy siebie kochać. Dopiero umiłowanie woli Chrystusa, potwierdzone naszymi wyborami szczególnie w sytuacjach prób wiary, przynosi pokój i prawdziwą radość, której nic nam nie może odebrać (4). Cnota męstwa nie polega na tym, by nie odczuwać lęku czy niepokoju w sferze psychofizycznej, ale na tym, żeby temu lękowi nie ulegać, by wierzyć, że nigdy nie jesteśmy sami, że stale jest przy nas Ktoś, kto kocha nas i od kogo wszystko zależy (5).
Istota „małej drogi” św. Teresy od Dzieciątka Jezus to postawa dziecka wolnego od wszelkiego lęku dzięki dziecięcej ufności. Program „małej drogi” uderza w sam korzeń zła, ponieważ brak zaufania, ten posiew nieufności wobec Boga, leży w dużej mierze u źródeł wszystkich naszych grzechów i wszystkich naszych udręk egzystencjalnych czy psychicznych, a pośrednio również fizycznych. Jeśli zaufasz Panu, podetniesz korzenie tego, co cię niszczy. Uwierz, że On cię kocha (6).
„Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Świadectwo świętych nieustannie potwierdza tę prawdę: Święta Katarzyna ze Sieny mówi do „tych, którzy gorszą się i buntują przeciw temu, co im się zdarza: „Wszystko pochodzi z miłości, wszystko jest skierowane ku zbawieniu człowieka, Bóg czyni wszystko tylko w tym celu” . Święty Tomasz More przed swoim męczeństwem pociesza córkę: „Nic nie może się zdarzyć, jeśli nie chciałby tego Bóg. A wszystko, czego On chce, chociaż mogłoby wydawać się nam najgorsze, jest dla nas najlepsze” (7).
    Mówiąc o próbach wiary należy zawsze pamiętać, że zło moralne, tzn. grzech i jego skutki nigdy nie pochodzą od Boga (8). O ile próby wiary są pomocą na drodze rozwoju wiary ku Bogu, o tyle zło moralne nigdy nie może być ujmowane w tych kategoriach, tzn. jakoby było koniecznym etapem wzrastania ku Bogu. Natomiast skutki zła moralnego, jak choroba i cierpienie, przyjęte z cierpliwością, mogą być okazją do nawrócenia (9).

(1) KKK 1820; (2) Por. Benedykt XVI, Spe salvi, 7-9; (3) Por. Ks. Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2006, s.114; (4) Tamże, s.112; (5) Tamże, s.107; (6) Tamże, s. 98n; (7) KKK 313; Św. Katarzyna ze Sieny, Dialogi, IV, 138; Św. Tomasz More, List do Alice Alington Margaret Roper; por. Liturgia Godzin, III, Godzina czytań z 22 czerwca; (8) Por. KKK 311; (9) Por. KKK 1502.
grupy dzielenia      opracowanie

 

IV Niedziela Adwentu: Przyznać się do imienia Jezus


Oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański (Mt 1, 20-25).

Imię „Jezus”, nadane przez anioła w chwili Zwiastowania oznacza „Bóg zbawia”. Św. Piotr stwierdza, że „ nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12) (1). Maryja i Józef są pierwszymi, którzy przez posłuszeństwo wiary przyjęli Bożą obietnicę zbawienia w osobie Wcielonego Syna Bożego. „Zbawcze dzieło naszego odkupienia zostało zapoczątkowane wolną decyzją Maryi, która w momencie zwiastowania w pełni powierzyła się Bogu, zgadzając się na Jego plan wobec Niej. Owo Maryjne fiat -„niech mi się stanie”- zadecydowało od strony ludzkiej o spełnieniu się Bożej tajemnicy” (2). „Wiara Maryi spotyka się z wiarą Józefa. Józef wprawdzie nie odpowiedział na słowa zwiastowania słowami, tak jak Maryja, natomiast „uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie” (Mt 1,24). To, co uczynił Józef, zjednoczyło go w sposób szczególny z wiarą Maryi. Można też powiedzieć, że Józef jest pierwszym, który uczestniczy w wierze Bogarodzicy” (3).
Maryja, która z wiarą przyjęła Zbawiciela, staje się niemal natychmiast misjonarką zanosząc Go św. Elżbiecie. Podróż Maryi jest prawdziwą podróżą misyjną, która wiedzie Ją daleko od miejsca zamieszkania, która popycha Ją ku światu i miejscom odmiennym od Jej codziennych przyzwyczajeń, która sprawia, że osiąga Ona, w pewnym sensie, granice swoich możliwości. Maryja, która określa siebie jako „służebnicę Pańską” (Łk 1, 38) – staje się służebnicą ludzi. Jednakowoż posługa miłości Maryi nie zatrzymuje się na konkretnej pomocy, ale osiąga swój szczyt w darowaniu samego Jezusa, w tym, że pozwala Go spotkać. Znajdujemy się w ten sposób w sercu i u szczytu misji ewangelizacyjnej: dawać ludziom żywą i osobową Ewangelię, którą jest sam Pan Jezus. A przekazywanie Jezusa jest darem – jak to poświadcza Elżbieta – który napełnia serce radością: „Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie” (Łk 1, 44). Jezus jest prawdziwym i jedynym skarbem, który mamy ofiarować ludzkości. To za Nim głęboko tęsknią kobiety i mężczyźni naszych czasów, nawet gdy wydają się Go ignorować albo odrzucać. To Jego bardzo potrzebuje społeczeństwo, w którym żyjemy, Europa, cały świat (4). Otrzymałeś skarb i niezwykły dar, którego nie możesz zatrzymywać jedynie dla siebie. Byłoby to zatrzymaniem skarbu. Ty masz ten bezcenny dar przekazywać innym, masz się nim dzielić. Masz świadczyć o tym, czym zostałeś obdarowany, co odkryłeś, co kochasz i czego dokonał w tobie Duch Święty (5).
Aby nasza ewangelizacja była dawaniem Chrystusa innym, najpierw musimy sami przyjąć Go przez wiarę, tak jak Maryja i Józef. „Kochając Chrystusa i otwierając się na Niego, otwierając się na zstępowanie ku tobie tej Boskiej agape, pozwalasz Mu kochać siebie, a przez siebie innych. Twoje otwieranie się na to zstępowanie Chrystusa ku tobie, czy to w sakramentach świętych, czy w modlitwie, pozwala ci kochać innych. Na ile przyjmujesz Chrystusa, na ile pozwalasz Mu ogarnąć się sobą, na tyle możesz Go udzielać innym. Kochać drugiego człowieka to udzielać mu Chrystusa. Nie można udzielać tego, czego się nie ma. Im bardziej kochasz Boga i przyjmujesz Go w tej miłości, pozwalając Mu w sobie żyć i działać, tym bardziej jesteś zdolny miłować innych” (6).
Dawanie innym Chrystusa, promieniowanie Chrystusem, musi się wiązać ze znikaniem w nas starego człowieka i wzrastaniem nowego. W tym sensie można powiedzieć, że jeżeli Bóg zechce się nami posłużyć, to często na zasadzie naszej słabości. Kiedy próbujemy apostołować w poczuciu wyłącznie naszej własnej siły i mocy, stajemy się antyznakiem. Ludzie nie chcą naszej mocy, naszej własnej mocy, ponieważ jest ona dla nich upokarzająca. Pan Bóg też, aby uczynić nas znakiem i posługiwać się nami, nie potrzebuje naszej siły, wręcz przeciwnie, potrzebuje obumierania w nas starego człowieka (7).
    Jan Paweł II podkreśla, że podstawową formą ewangelizacji, właściwą świeckim, jest promieniowanie w codzienności obecnością Chrystusa, płynącą z osobistego doświadczenia wiary: „Apostolstwo indywidualne, którego przeobfitym źródłem jest życie prawdziwie chrześcijańskie (por. J 4, 14), stanowi początek i warunek wszelkiego apostolstwa świeckich, również zrzeszonego, i nie można go niczym zastąpić. Katolicy świeccy, dzieląc w pełni z innymi warunki życia i pracy, radości i nadzieje mogą dotrzeć do serc swoich sąsiadów, przyjaciół lub kolegów, otwierając je na pełny wymiar rzeczywistości, na pełny sens egzystencji, którym jest komunia z Bogiem i z ludźmi (8). Można bez przesady powiedzieć, że taka forma ewangelizacji jest doskonałym odbiciem ukrytego życia Świętej Rodziny w Nazarecie.

(1) Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego 452; (2) Jan Paweł II, Redemptoris Mater 13; (3) Jan Paweł II, Redemptoris Custos, 4-5; (4) Benedykt XVI, Czuwanie Maryjne w grocie MB z Lourdes w ogrodach Watykańskich, 31.05.2010; (5) Ks. Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2006, s.162; (6) Tamże, s.202; (7) Por. tamże, s.52; (8) Jan Paweł II, Christifideles laici, 28

 grupy dzielenia      opracowanie

 

Niedziela Świętej Rodziny: Naśladujmy Świętą Rodzinę

 

Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani, w jednym Ciele. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa (Kol 3, 14-15)

Słowo stało się ciałem, by uczynić nas „uczestnikami Boskiej natury” (por. 2 P 1, 4). Chrzest nie tylko oczyszcza nas ze wszystkich grzechów, ale wszczepia w nas nowe życie, czyniąc nas nowym stworzeniem, świątynią Ducha Świętego, członkami mistycznego Ciała Chrystusa (1).
Na fundamencie chrztu, poprzez sakrament małżeństwa, w pełni ludzka miłość i komunia osób staje się miejscem obecności Chrystusa i wzrostu małżonków w komunii z Chrystusem. Pierwszym urzeczywistnieniem i doskonałym wzorem tej nowości życia małżeńskiego i rodzinnego jest Święta Rodzina. Jednak Boska tajemnica Wcielenia Słowa pozostaje w ścisłym związku nie tylko z tą jedną, nazaretańską rodziną, ale w jakiś sposób z każdą rodziną (2). W wielkim przedsięwzięciu odnowy wszystkich rzeczy w Chrystusie, małżeństwo – także ono oczyszczone i odnowione – staje się nową rzeczywistością, sakramentem nowego Przymierza. I oto na progu Nowego Testamentu, jak niegdyś na początku Starego, staje para małżonków. Ale podczas gdy małżeństwo Adama i Ewy stało się źródłem zła, które ogarnęło cały świat, małżeństwo Józefa i Maryi stanowi szczyt, z którego świętość rozlewa się na całą ziemię (3).
Duch Święty, udzielony podczas uroczystości sakramentalnej, użycza małżonkom chrześcijańskim daru nowej komunii, komunii miłości, która jest żywym i rzeczywistym obrazem tej najszczególniejszej jedności, która czyni z Kościoła niepodzielne Ciało Mistyczne Chrystusa Pana. Ta nowa komunia nie niszczy komunii ludzkiej ale ją w pełni zakłada i podnosi. Miłość małżeńska zawiera jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby — impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli. Jednym słowem chodzi o normalne cechy charakterystyczne każdej naturalnej miłości małżeńskiej, ale w nowym znaczeniu, gdyż sakrament nie tylko je oczyszcza i wzmacnia, ale wynosi tak, że stają się wyrazem wartości prawdziwie chrześcijańskich (4). Duch Święty w łasce sakramentu małżeństwa daje nowe serce i uzdalnia mężczyznę i kobietę do miłowania się tak, jak Chrystus nas umiłował ofiarując się na krzyżu. Dlatego jedynie przyjęcie Ewangelii pozwala na spełnienie wszystkich nadziei, które człowiek słusznie pokłada w małżeństwie i rodzinie. Zamierzone przez Boga w akcie stwórczym małżeństwo i rodzina są wewnętrznie skierowane do urzeczywistnienia się w Chrystusie i potrzebują Jego łaski dla uzdrowienia z ran grzechu i nawiązania do „początku”, czyli do pełnego poznania i całkowitego wypełnienia zamysłu Bożego (5). Zasadniczym celem życia rodzinnego – o ile patrzy się na nie w świetle wiary – jest budowanie głębokich więzi międzyosobowych, opartych na wierze, które prowadzą do zjednoczenia z Bogiem. Zawężanie celu życia rodzinnego do budowania samych tylko zwykłych więzi międzyludzkich to typowo laickie patrzenie na rodzinę. Prawdziwie ludzkie więzy rodzinne mają służyć coraz głębszemu jednoczeniu się członków rodziny z Bogiem (6).
    Realizacja wszystkich zadań rodziny chrześcijańskiej sprowadza się do wypełniania przykazania miłości. Trzeba jednak pamiętać, że to pierwsze i najważniejsze przykazanie ma swoją nienaruszalną strukturę. Najpierw mówi: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”, a dalej: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37;59) (7). Tylko wtedy, gdy Bóg kochany jest nade wszystko, również człowiek będzie miłowany miłością pełną i prawdziwą. Jeśli zaś tę nierozdzielną strukturę Chrystusowego przykazania rozbije się, wówczas miłość człowieka zostaje oderwana od swego fundamentu i źródła, tracąc tym samym swoją pełnię i prawdę. Chrześcijańscy małżonkowie winni patrzeć na siebie w sposób nadprzyrodzony. Wówczas żona starałaby się uczynić ze swojego życia dar dla Chrystusa o rysach twarzy męża, mąż zaś oddawałby wszystko Chrystusowi o rysach twarzy żony. W sytuacji miłości odwzajemnionej małżonkowie dostrzegaliby w niej nie tylko dar ze strony ukochanego człowieka, lecz przede wszystkim miłość Chrystusa. Taka postawa prowadziłaby ich do miłości bezinteresownej, której fundamentem jest Bóg. Również relacje rodzice – dzieci winny być podnoszone ku więziom nadprzyrodzonym. Małżonkowie powinni starać się służyć Chrystusowi o rysach twarzy ich dzieci, a gdy spotykają się z odpowiedzią na swoją miłość, patrzeć na nią na sposób nadprzyrodzony. Świadcząc dobro Chrystusowi o rysach twarzy naszych bliźnich, trzeba coraz bardziej wyzbywać się pragnienia odpłaty, a kiedy spotykamy się z nią, pamiętać, że jest to dar od Boga (8).

(1) Por. KKK 460, 1265n, 1812; (2) Por. Jan Paweł II, List do Rodzin, 3; (3) Jan Paweł II, Redemptoris custos, 7; (4) Jan Paweł II Familiaris consortio [FC], 19, 13. Por. KKK 1643; (5) Por. Familiaris consortio, 13, 3. Por. KKK 1615; (6) Por. Chrześcijańskie wychowanie w rodzinie. Część I, Warszawa 2000, s. 5n; (7) Por. KKK 1822; (8) Chrześcijańskie wychowanie w rodzinie. Część I, s. 7-8, 14-16.
 grupy dzielenia      opracowanie