Przygotować nasz dom razem z Maryją i Józefem na przyjście Pana

Bóg jest najważniejszy (2 Ndz Adwentu)

 
Głos się rozlega: „Przygotujcie na pustyni drogę dla Pana, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu!... Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata (Iz 40, 3.10).
 
„[Pasterze] pospieszyli [do żłóbka] bez wahania. W naszym zwykłym życiu tak nie jest. Większość ludzi nie uważa spraw Bożych za najważniejsze, nie pobudzają nas one w sposób natychmiastowy. Dlatego my, w zdecydowanej większości, jesteśmy gotowi odkładać je. Najpierw robi się to, co tu i teraz wydaje się pilne. Na liście priorytetów Bóg znajduje się niemal na ostatnim miejscu. Myśli się, że to można będzie zrobić zawsze. Ewangelia powiada nam: Bóg ma najwyższy priorytet. Jeśli cokolwiek w naszym życiu zasługuje na pośpiech bez wahania, to właśnie i jedynie sprawy Boże”. Powyższe słowa wypowiedział na pasterce w 2009 r. Benedykt XVI i skonstatował: „Żyjemy w filozofii, w interesach i zabiegach, które całkowicie nas pochłaniają i od których droga do żłóbka jest bardzo daleka. Na rozmaite sposoby Bóg musi ustawicznie popychać nas i pomagać nam, byśmy znaleźli drogę do Niego”.
W jaki sposób przygotować drogę dla Pana, który przychodzi? Jego przyjście sprawi – jak pisze św. Piotr – że „niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną spalone” (2 P 3, 10). Św. Jan od Krzyża zachęca: „Żyj tak, jakby tu nie było nikogo, tylko Bóg i ty, by twego serca nie zatrzymywała jakaś rzecz ludzka” (1). Bo skoro cały otaczający nas świat przeminie, to ostatecznie na niczym nie możemy się prawdziwie oprzeć, tylko na Bogu, to On jest wszystkim, co mamy, jedynym naszym oparciem. Tylko Bóg i ty, Jedyna Miłość i ty. Cała reszta, choć wydaje się tak pewna i solidna, jest w oderwaniu od Boga jak poranna rosa, która znika, gdy wzejdzie słońce. To w Bogu jest odpowiedź na wszystkie twoje pragnienia, bo to On, Jedyny Panujący powołał cię do istnienia, stworzył z nicości, abyś mógł w wolności Go wybrać, ukochać nad życie i tylko dla Niego żyć. Gdy to odkryjesz, wtedy pojawi się dystans – do ludzi, spraw, do pracy zawodowej, także do obrazu samego siebie (2)
Przecież to Bóg jest Tym, od którego zależy wszystko. Jemu należy się nasza cześć i szacunek – to, co nazywa się bojaźnią Bożą. Kiedy tej bojaźni w nas nie ma, nadmierną wagę, cześć i szacunek przywiązujemy do spraw drugorzędnych – do sytuacji i okoliczności, które wobec działania Bożego są wtórne. Boimy się ludzi i ustalonych przez nich reguł – które w naszym mniemaniu rządzą światem – zamiast bać się jedynie Boga, bez którego woli nic nie może się przecież wydarzyć. Gdyby nasze serca wypełniała bojaźń Boża, gdybyśmy w każdych okolicznościach szukali oparcia w naszym Panu i Stwórcy, wówczas rodziłby się w nas dystans do wszelkich złudnych kalkulacji rozumu nie oświeconego wiarą. Oczywiście trudno liczyć na to, że pozbędziemy się zupełnie „bojaźni ludzkiej”, która jest naszą drugą naturą. Ważne jest jednak, aby traktować tę skłonność do opierania się na systemie ludzkich kalkulacji z pewną ironią i dystansem, aby nauczyć się drwić sobie z tego, co można nazwać „głupotą niewiary”, zanosić ją do stóp Jezusa i prosić, aby jednoczył się z nami (3).
Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła – pisze Benedykt XVI. – Proponuje opowiedzenie się za tym, co rozumne, za prymatem świata zaplanowanego, od początku do końca zorganizowanego, w którym Bóg może mieć swe miejsce jako sprawa prywatna, jednak bez możliwości wtrącania się w nasze istotne zamiary. Ukazywanie chrześcijaństwa jako recepty na postęp i ogólny dobrobyt, uważane za właściwy cel wszystkich religii, to nowa postać tej samej pokusy. Dzisiaj przybiera ona formę pytania: Co takiego dał nam właściwie Chrystus, jeśli nie zbudował światowego pokoju, powszechnego dobrobytu, lepszego świata? Co nam przyniósł? Odpowiedź jest całkiem prosta: Boga. Teraz znamy jego oblicze, teraz możemy Go wzywać. Jeżeli uważamy, że to mało, to tylko z powodu zatwardziałości naszego serca (4).
 
(1) Rady i wskazówki, II, 65; (2) por. Z.38, s. 33n; (3) por. Z.32, s. 63-68; (4) Jezus z Nazaretu, cz. I, 47-50.
 
 

Przygotować nasz dom razem z Maryją i Józefem na przyjście Pana

Dziękować za dar nawrócenia (3 Ndz Adwentu)

 
Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę strojną w swe klejnoty (Iz 61,10 ).
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie… Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca (1 Tes 5, 16-18.23).
 
Trzecia niedziela adwentu jest w tradycji liturgicznej niedzielą radości. Kościół wyśpiewuje swą wdzięczność oczekując z nadzieją, że obiecany Zbawiciel przyjdzie a ziemia wyda plon sprawiedliwości. Wdzięczność zależy od świadomości ubóstwa. Można być wdzięcznym tylko za to, czym się zostało obdarowanym. Gdy świadomość obdarowania jest minimalna również i wdzięczność staje się zjawiskiem rzadkim w naszym życiu (1). 
Św. Jan Chrzciciel został porównany przez Jezusa z Eliaszem. To prawda, że nie uczynił tak spektakularnych cudów jak wielki prorok Starego Testamentu. Ale przez niego dokonał się cud bodajże największy, choć ukryty: oto skruszeni grzesznicy, wyznający swe winy, przychodzą tłumnie po obmycie w wodach Jordanu, aby „przygotować drogę Panu”. Skruszone serce, nad którym może się rozlać Boże miłosierdzie, jest wspaniałym cudem łaski, godnym wielkiej wdzięczności. 
Różne są drogi prowadzące do nawrócenia i skruchy. Nasze grzechy wydłużają je i czynią bardziej krętymi, ale Dobry Pasterz nigdy nie przestaje nas szukać. Nie ma zła, –  pisze Jan Paweł II –  z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego… Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości. To prawda, cierpienie wchodzi w historię człowieka wraz z grzechem pierworodnym… Ale męka Chrystusa na krzyżu nadała cierpieniu sens zupełnie nowy, wewnętrznie je przekształciła. Wprowadziła w ludzkie dzieje, które są dziejami grzechu, cierpienie bez winy, podjęte wyłącznie z miłości. To jest cierpienie, które otwiera drzwi nadziei na wyzwolenie, na ostateczne wyrwanie „ościenia”, który rozdziera ludzkość. Jest to cierpienie, które pali i pochłania zło ogniem miłości i wyprowadza nawet z grzechu wielorakie owoce dobra (2). 
Wiara pozwala nam w codziennych doświadczeniach dostrzegać krzyż a tym samym szansę ku przemianie, okazję do nawrócenia – i dziękować za nie. Wzorem takiej postawy może być dla nas modlitewny testament św. Bernadety:
Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe zmęczenie dziękuję Ci Jezu… Za dni, w które przychodziłaś, Maryjo, i za te, w które nie przyszłaś - nie będę Ci się umiała odwdzięczyć, jak tylko w raju. Ale i za otrzymany policzek, za drwiny, za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o oszustwo, za tych, co mnie posądzali o robienie interesu dziękuję Ci Matko. Za ortografię, której nie umiałam nigdy, za to, że pamięci nigdy nie miałam, za moją ignorancję i za moją głupotę dziękuję Ci… Dziękuję Ci za to serce, które mi dałeś, tak delikatne i wrażliwe, a które przepełniłeś goryczą. Za to, że matka Józefa obwieściła, że się nie nadaję do niczego… Dziękuję za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak że inne siostry mówiły: „Jak to dobrze, że nie jestem Bernadetą”… Za to ciało, które mi dałeś, godne politowania, gnijące, za tę chorobę, piekącą jak ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe ostre bóle dziękuję Ci, mój Boże. I za tę duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszystko. Za Ciebie - i gdy byłeś obecny, i gdy Cię brakło dziękuję Ci Jezu (3).
 
(1) Wszystko jest łaską¸s.68; (2) Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Zakończenie; (3) Ks. T Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2006, s. 24n.
 

Przygotować nasz dom razem z Maryją i Józefem na przyjście Pana

Słowo zamieszkało w naszym domu (4 Ndz Adwentu)

 
- Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego… 
- Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa (Łk 1, 30-32). 
 
„Maryjo, znalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, który będzie nazwany Synem Najwyższego”. Słowa anioła są wyrazem bezgranicznej miłości Boga. Na taką miłość można odpowiedzieć jedynie całkowitym oddaniem się: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Maryja wypowiada te słowa stojąc w obliczu czegoś, co zupełnie przekracza możliwości ludzkiego rozumu. Wierzy w coś niemożliwego, a później z niezachwianą nadzieją oczekuje na spełnienie się tego, w co uwierzyła. „Poddaje się w półcieniu wiary, przyjmując całkowicie i z sercem otwartym to wszystko, co było przewidziane w planie Bożym” (Redemptoris Mater, 14) (1).
Podczas zwiastowania Maryja tak bardzo jest dzieckiem, że gotowa jest przyjąć wszystko. Maryja tak była dyspozycyjna, że Bóg mógł dla Niej „wyczarować” rzeczy niezwykłe. Ona wszystko by przyjęła, we wszystko by uwierzyła, bo Jej postawa wobec Boga przeniknięta była duchem dziecięctwa - a to jest potęga. Czy myślisz czasem, że światem rządzą dzieci, nie starcy? - Tak, światem rządzą dzieci, ponieważ człowiek, który ma ducha dziecięctwa, ma „moc nad Bogiem” - Bóg nie może się jemu oprzeć, nie może oprzeć się oczom dziecka, które naprawdę wierzą. W cuda wierzą tylko dwie kategorie ludzi - święci i dzieci. Właściwie jednak jest to jedna kategoria, ponieważ święci są w duchu dziećmi. Jeśli św. Teresie z Lisieux dał w dniu jej obłóczyn śnieg, czy to nie był dla niej jej księżyc? Pan Bóg kocha się w takiej postawie, która nie widzi ograniczeń, a taką postawę ma dziecko. Ono nie zna granic możliwości, jest wytrwałe aż do szaleństwa, otwarte na to, co nowe - dziecko potrafi wierzyć.
Dziecko ewangeliczne oczekuje wszystkiego od Boga, dosłownie wszystkiego. Wymiar dziecięctwa naszej wiary oznacza nieopieranie się na zwykłych, ludzkich kalkulacjach, a oczekiwanie na coś, co dziecko nazwie niespodzianką, oczekiwaniem na cud. Na ile jesteś dzieckiem, na tyle jesteś młody duchem. Człowiek może być starcem już w wieku dwudziestu lat. A może mieć lat osiemdziesiąt i dzięki duchowi dziecięctwa pozostawać młodym. Bóg jest zawsze młody i ustanowiony przez Chrystusa Kościół jest zawsze młody, dlatego potrzebuje on młodych w duchu, potrzebuje w tobie dziecka, które zdolne jest uwierzyć we wszystko. Człowiek „stary”, nastawiony na rachunkowość, na liczenie za i przeciw, ogranicza Bogu możliwość działania, stawia granice Jego miłości i miłosierdziu. Rachunkowość i ciągłe obliczanie, czy coś może, czy nie może się udać, czy to ma szansę, czy nie, jest cechą starości. Dziecko poszukuje księżyca i wierzy, że może go otrzymać - a przecież Pan Bóg chce ci dać więcej niż księżyc. On chce ci dać swoje królestwo, ale jeśli nie będziesz dzieckiem, to zwiążesz Mu ręce.
Bóg jest zawsze młody i zawsze zdumiewa człowieka. Doświadczenie Boga to doświadczenie rzeczywistości zdumiewającej, a człowiek o postawie ewangelicznego dziecka potrafi się zdumiewać. Taki człowiek patrząc na świat potrafi zdumiewać się wszystkim, co go otacza. W przypowieści o wynajętych robotnikach dobrocią gospodarza zdumiewali się ci z ostatniej godziny, a nie umówieni za określoną sumę najemnicy. Zdumiewać się potrafi tylko ewangeliczne dziecko, ponieważ zdumienie zakłada kontrast. Dziecko wie, że jest takim małym „nic” i że jest nieustannie obdarowywane czymś wielkim. Ten ogromny kontrast własnego „ja” i obdarowania rodzi w nim zdumienie. Człowiek staje się chrześcijaninem, kiedy staje się dzieckiem, kiedy zaczyna go zdumiewać szaleństwo miłości Boga Ojca (2).
Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy, bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej (Łk 1, 46-48).
 
(1) Por. Oto Matka twoja, s.9; (2) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2006, s.61-64.
 

Ojcostwo św. Józefa w tajemnicy Św. Rodziny (Święto Św. Rodziny)

 
Pan uczcił ojca przez dzieci (Syr 3, 2)
 
„Święta Rodzina z Nazaretu… jest szczególną tajemnicą… W tej Rodzinie Józef jest ojcem. Nie jest to ojcostwo pochodzące ze zrodzenia, ale nie jest ono «pozorne» czy też tylko «zastępcze». Posiada pełną autentyczność ludzkiego ojcostwa, ojcowskiego posłannictwa w rodzinie” (RC).
W betlejemskim żłóbku Maryja i Józef jako pierwsi kontemplują oblicze Dzieciątka, które jest odwiecznym Synem Bożym: Tym, który jest obrazem Boga niewidzialnego - Pierworodnym wobec każdego stworzenia (Kol 1,15), odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty (Hbr 1,3). Na kartach Ewangelii Jezus, Syn Boży, często zwraca się do swego Ojca w niebie słowem Abba – „Tatusiu”. Bez wątpienia Jego ludzkie serce nauczyło się, co oznacza owo abba, gdy doświadczał miłości i troski okazywanej Mu przez przybranego, ziemskiego ojca, św. Józefa. Jak uczy bł. Jan Paweł II: „Przyznając Józefowi ojcowską władzę nad Jezusem, Bóg napełnił go także miłością ojcowską, tą miłością, która ma swoje źródło w Ojcu, «od którego bierze nazwę wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi» (por. Ef 3,15)” (RC). 
Św. Maksymilian Kolbe daje swoim braciom św. Józefa jako wzór więzi z Maryją: Tak starajmy się wprowadzać Niepokalaną w dusze, jak św. Józef w Betlejem. Prośmy św. Józefa, byśmy tak byli oddani, tak się poświęcali, tak pracowali dla Niepokalanej i tak dla Niej żyli – jak on. Jan Paweł II uczy: „Prawną podstawą ojcostwa Józefa było małżeństwo z Maryją. Bóg wybrał Józefa na małżonka Maryi właśnie po to, aby zapewnić Jezusowi ojcowską opiekę... Wynika stąd, że ojcostwo Józefa… dokonuje się poprzez małżeństwo z Maryją” (RC). 
Więź św. Józefa z Maryją jest przede wszystkim wspólnotą wiary, zawierzenia. Uczy bł. Jan Paweł II: „U początku tego pielgrzymowania wiara Maryi spotyka się z wiarą Józefa. Józef wprawdzie nie odpowiedział na słowa zwiastowania słowami, tak jak Maryja, natomiast «uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swą Małżonkę do siebie» (Mt 1, 24). Można powiedzieć, iż to, co uczynił Józef, zjednoczyło go w sposób szczególny z wiarą Maryi; przyjął on jako prawdę od Boga pochodzącą to, co Ona naprzód przyjęła przy zwiastowaniu” (RC). To wiara leży u podstaw ojcostwa św. Józefa, podobnie jak przez wiarę Abraham stał się ojcem mnóstwa narodów. „Józef, który swoje ludzkie ojcostwo w stosunku do Jezusa przyjął od początku przez «posłuszeństwo wiary», idąc za światłem Ducha Świętego, które przez wiarę udziela się człowiekowi, zapewne też coraz pełniej odkrywał niewysłowiony dar tego ojcostwa” (RC).
Wiara Józefa karmi się modlitwą, całe jego życie wyrasta z kontemplacji. Uczy bł. Jan Paweł II: „Ewangelie mówią wyłącznie o tym, co Józef «uczynił». Jednakże w tych osłoniętych milczeniem «uczynkach» Józefa pozwalają odkryć klimat głębokiej kontemplacji: Józef obcował na co dzień z tajemnicą «od wieków ukrytą w Bogu», która «zamieszkała» pod dachem jego domu” (RC). Na ten klimat kontemplacji, poza ciszą, składa się więc także codzienne obcowanie z Bożą tajemnicą, które czyni z Józefa świadka Boga. „Józef jest wraz z Maryją, w noc betlejemską uprzywilejowanym świadkiem przyjścia na świat Syna Bożego… Równocześnie też Józef był świadkiem pokłonu pasterzy…, był też później świadkiem pokłonu Mędrców ze Wschodu” (RC 10). Ojcowie Kościoła podkreślają, że Józef jest dla nas świadkiem boskiego pochodzenia Jezusa przez to, że jest uprzywilejowanym świadkiem dziewictwa Maryi (por. z.28). 
Niezwykła wiara Józefa „działa przez miłość” (por. Ga 5, 6): „Codziennym wyrazem… miłości jest w życiu Rodziny nazaretańskiej praca. Wraz z człowieczeństwem Syna Bożego została ona przyjęta do tajemnicy Wcielenia. Została też w szczególny sposób odkupiona” (RC).
 
(RC) – encyklika Jana Pawła II o św. Józefie, Redemptoris custos.