Pójść pod prąd przeciętności ku wspólnocie z Chrystusem

 
Nawrócenie się to pójście pod prąd, gdzie „prądem” jest powierzchowny, niekonsekwentny i złudny styl życia, który często nas pociąga, dominuje nad nami i czyni nas niewolnikami zła lub co najmniej więźniami moralnej przeciętności… Nie jest zwykłą decyzją moralną, która koryguje nasze życie, lecz oznacza wybór wiary, który wciąga nas całkowicie w intymną wspólnotę z żywą i konkretną osobą Jezusa (Benedykt XVI, Popielec 2010). 
 

Niedziela Palmowa (czyli Męki Pańskiej): 

Żyć na podobieństwo Syna posłusznego woli Ojca aż do śmierci krzyżowej

 
Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię (Flp 2,8-9).
 
Jezus powołuje swoich uczniów do wzięcia swojego krzyża i naśladowania Go, ponieważ cierpiał za wszystkich i zostawił nam wzór, abyśmy „szli za Nim Jego śladami” (1 P 2, 21). Chce On włączyć do swojej ofiary odkupieńczej tych, którzy pierwsi z niej korzystają. Spełnia się to w najwyższym stopniu w osobie Jego Matki, złączonej ściślej niż wszyscy inni z tajemnicą Jego odkupieńczego cierpienia. „Poza Krzyżem nie ma innej drabiny, po której można by dostać się do nieba” mówiła św. Róża z Limy (1).
Chrystus ukrzyżowany wzywa cię, byś naśladował Go, byś w Jego postawie całkowitego posłuszeństwa Ojcu odnajdował wzór życia dla siebie. Doświadczenia, próby wiary czy trudności dnia codziennego będą zawsze czymś trudnym. Twoim krzyżem mogą być wciąż nowe kłopoty, brak sił, brak odpoczynku, piętrzące się nowe obowiązki, przygniatająca cię odpowiedzialność. Wszystko to może być bardzo ciężkim krzyżem, ale w świetle wiary jarzmo Chrystusowe jest słodkie, a Jego brzemię lekkie. Twój krzyż umożliwia ci jednoczenie się z Ukrzyżowanym i coraz głębsze rozumienie tajemnicy Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Dlatego na wszystkie swoje trudności i doświadczenia staraj się patrzeć ze spokojem i ufnością. 
Na drodze krzyża nie jesteś sam. Tą drogą szła również Maryja. Jezus dzielił się z Nią wszystkim, co przeżywał, począwszy od Ogrójca aż po krzyż. Z Nią dzielił się swoim cierpieniem najhojniej, jak było to możliwe. Ta, która szła najwierniej za swoim Synem drogą cierpienia, jest teraz przy tobie i z pewnością chciałaby ci powiedzieć: Odwagi, nie lękaj się. Droga, którą idziesz, prowadzi cię do zbawienia i do świętości (2).
Gdy patrzymy na drogę, jaką prowadzeni byli Apostołowie, widzimy, że w momencie pojmania Chrystusa i ukrzyżowania przeżywali oni swoiste usunięcie się im ziemi spod nóg. Wszystko, co uznali za najwyższą wartość, ich marzenia i plany, cała dotychczasowa rzeczywistość ich życia zdawała się lec w gruzach. Dzień śmierci Chrystusa wydawał się dla nich dniem „totalnej klęski”. Jezus wprawdzie przed swoją śmiercią przygotowywał ich do przyjęcia prawdy, że i On, i Jego uczniowie będą musieli iść drogą krzyża, jednakże Apostołowie mimo ustnych deklaracji w chwili próby zdradzili Go.
My też wciąż bronimy się przed drogą krzyża. Choć wiemy, że powinniśmy naśladować Chrystusa, to jednak gdy pojawiają się trudności, gdy coś tracimy, natychmiast budzi się w nas opór i sprzeciw. Cała nasza natura zaczyna protestować. Te nasze bunty niekiedy uzewnętrzniają się, a niekiedy przeżywane są w skrytości. Formą buntu jest rezygnacja z walki, gdy przychodzą pokusy, a w konsekwencji przyzwolenie na grzech. Czasami wyraża się on w beznadziejnym patrzeniu na przyszłość, gdy przestaje nam na czymkolwiek zależeć, bo i tak – myślimy sobie – wszystko, co dotychczas było źródłem naszej radości, musimy utracić. 
Znakiem nadziei i szansą dla wszystkich, również tych, którzy nie do końca jeszcze uwierzyli, są wypowiedziane z krzyża do Maryi i św. Jana słowa Chrystusowego testamentu. Umierający na krzyżu Zbawiciel powierza swoją Matkę Janowi, a jednocześnie Tej, która zawierzyła się całkowicie Bogu, zawierza Jana i wszystkich, za których umiera. 
Ty sam, o własnych siłach nigdy nie wybierzesz drogi krzyża, ale przecież słowa Chrystusowego testamentu to również dla ciebie specjalny dar. Ty też jesteś dzieckiem Matki Bożej i masz do tych słów szczególne prawo. Dlaczego więc lękasz się? Dlaczego chcesz dźwigać swój krzyż sam? Twoja udręka bierze się właśnie stąd, że w swoim uporze i pysze sam próbujesz dźwigać krzyż. A przecież ty sam go nie udźwigniesz. Chrystus chce, byś zwrócił się o pomoc do Jego Matki (3). 
 
(1) KKK 618; (2) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, Warszawa 2000, s.30n; (3) Tamże, s. 92-94.
 

Świadkowie nowego życia

Oglądam piękno Twej łaski, podziwiam jej blask, a jej światłość odbija się we mnie; zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem; zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę, kim byłem i kim się stałem. O cudzie! Oto stoję pełen szacunku dla siebie samego, czci i bojaźni, jakby przed Tobą samym; tak onieśmielony, że nie wiem nawet, co czynić, gdzie usiąść, dokąd się udać, gdzie pozwolić spocząć członkom tego ciała, które należy do Ciebie, do jakich użyć je czynów i dzieł, bo przecież są Boskie (Szymon Nowy Teolog) (Jan Paweł II, Vita Consecrata, 20).
 

Ndz Zmartwychwstania: Uwierzyć, że z Chrystusem powstaliśmy ze śmierci starego człowieka

 
Każdy, kto w Niego wierzy, w Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów (Dz 10, 43).
Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych (J 20, 8n)
 
W starożytnej homilii na Świętą i Wielką Sobotę rozbrzmiewają z mocą słowa Chrystusa Zwycięzcy, który zstępuje do otchłani: „Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba… Przypatrz się mojej twarzy dla ciebie oplutej, bym mógł ci przywrócić ducha, którego niegdyś tchnąłem w ciebie. Zobacz na moim obliczu ślady uderzeń, które zniosłem, aby na twoim zeszpeconym obliczu przywrócić mój obraz. Spójrz na moje plecy przeorane razami, które wycierpiałem, aby z twoich ramion zdjąć ciężar grzechów przytłaczających ciebie… Powstań, pójdźmy stąd!” 
„Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” głosi św. Paweł. Przez swoją śmierć Chrystus wyzwala nas od grzechu; przez swoje Zmartwychwstanie otwiera nam dostęp do nowego życia, które przywraca nam łaskę Bożą, „abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych” (1). To nowe życie w Chrystusie Zmartwychwstałym otrzymujemy przez sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego, przede wszystkim przez chrzest. Przechowujemy jednak to życie „w naczyniach glinianych”. Obecnie jest ono jeszcze „ukryte z Chrystusem w Bogu”. Jesteśmy jeszcze w „naszym przybytku doczesnego zamieszkania”, poddani cierpieniu, chorobie i śmierci. To nowe życie dziecka Bożego może ulec osłabieniu, a nawet można je utracić przez grzech (2). 
Nowe życie w Chrystusie rodzi się w nas i dojrzewa poprzez wiarę. Chrzest jest sakramentem wiary… Wiara wymagana do chrztu nie jest wiarą doskonałą i dojrzałą, ale zaczątkiem, który ma się rozwijać. W Obrzędzie chrztu dorosłych szafarz chrztu pyta katechumena: „O co prosisz Kościół Boży?” Odpowiedź: „O wiarę!” „Co ci daje wiara?” – „Życie wieczne!” (3). U wszystkich ochrzczonych, dzieci i dorosłych, po chrzcie wiara powinna wzrastać. Dlatego co roku podczas Wigilii Paschalnej Kościół celebruje odnowienie przyrzeczeń chrztu (4).
Co możesz uczynić, kiedy uświadomisz sobie, że mieszka w tobie stary człowiek, który całkowicie nad tobą panuje i nie ma najmniejszego zamiaru sam siebie unicestwiać; innymi słowy, kiedy zobaczysz że jesteś „zaprzedany w niewolę grzechu”? – Otworzyć się na działanie Chrystusa.
Wołaj i oczekuj wszystkiego od Niego. Oczekuj, że Jezus wyjdzie naprzeciw twojej niemocy, pochyli się i, udzielając ci siebie, przeniknie cię swoją Obecnością. W tym właśnie momencie odnawia się i wzrasta w tobie nowe życie, życie Chrystusa. Tylko działający w twoim wnętrzu Zbawiciel może sprawić, że stary człowiek, którego sam nie jesteś w stanie uśmiercić, zacznie obumierać. Pozwalając, by kierował tobą Chrystus, uniemożliwiasz staremu człowiekowi dalsze panowanie w swojej duszy.
Gdy zamykasz się na działanie Chrystusa, tzn. gdy przestajesz wierzyć, stary człowiek natychmiast się uaktywnia, jakby budził się z letargu. Do końca życia będziesz doświadczał w sobie działania starego człowieka. Dopiero w życiu przyszłym, gdy nastąpi przebóstwienie ludzkiej natury, czyli zanurzenie nas na zawsze w wewnętrznym życiu Trójcy Przenajświętszej, stary człowiek w nas umrze definitywnie. Tu na ziemi nowy człowiek działa w nas przez wiarę, którą musimy stale podtrzymywać. Choć zdarza się nam doświadczać w życiu codziennym mocy wiary, przeniknięcia Bożą łaską i działania pod wpływem Ducha Świętego, nie możemy tym stanem zawładnąć tak, żeby wiara już nie była potrzebna. Boga nie można posiąść, można jedynie z całą pokorą przyjąć Go w swym sercu (5).
 
(1) Por. KKK 654; (2) KKK 1420; (3) KKK 1253.168; (4) KKK 1254; (5) Por. Aby Chrystus w nas wzrastał, 32.
 

Świadkowie nowego życia

 
Oglądam piękno Twej łaski, podziwiam jej blask, a jej światłość odbija się we mnie; zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem; zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę, kim byłem i kim się stałem. O cudzie! Oto stoję pełen szacunku dla siebie samego, czci i bojaźni, jakby przed Tobą samym; tak onieśmielony, że nie wiem nawet, co czynić, gdzie usiąść, dokąd się udać, gdzie pozwolić spocząć członkom tego ciała, które należy do Ciebie, do jakich użyć je czynów i dzieł, bo przecież są Boskie (Szymon Nowy Teolog) (Jan Paweł II, Vita Consecrata, 20).
 

2 Niedziela Wielkanocna: Przez wiarę zrodzeni z Boga i uzdolnieni do życia miłością

 
Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (Dz 4, 32).
Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał… Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat, tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. (1 J 5, 1.4).
 
Skoro przez wiarę wchodzimy w życie Boga, w życie Jezusa Chrystusa, to przez wiarę Bóg rodzi w nas własne swoje życie. Celem naszej wiary jest, byśmy myśleli tak jak Jezus Chrystus, żebyśmy pozwolili Jemu, żyjącemu w nas przez wiarę, posługiwać się nami, myśleć w nas, żyć w nas. I tak realizuje się komunia wiary, która swoją pełnię osiągnie dopiero w miłości (1). Wiara „działa przez miłość” (Ga 5, 6) i w miłości znajduje swoje pełne życie, zaprasza do obcowania, do „komunii” z Bogiem i braćmi. Bóg objawia nam swoją miłość (agape), którą przyjmujemy przez wiarę, aby ją następnie przelewać na innych (2).
Przyjąć królestwo Boże jak dziecko, to próbować patrzeć na świat, na innych ludzi i na siebie samego tak, jak patrzy nasz Ojciec niebieski i tak, jak patrzy Maryja. Dziecko ufa bezgranicznie swoim rodzicom i patrzy na świat oczami swojej matki i swojego ojca. Powtarza opinie rodziców, bo ufając im, przyjmuje ich sądy za swoje. O tym, jak patrzy na nas Bóg, mówi między innymi Chrystusowe wezwanie skierowane do Apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 34). Św. Teresa od Dzieciątka Jezus w swojej dziecięcej prostocie stwierdza: „Ach! Panie, ja wiem, że Ty nie nakazujesz rzeczy niemożliwych, znasz lepiej ode mnie moją słabość, moją niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie mogłabym kochać mych sióstr tak, jak Ty je kochasz, jeżeli «Ty sam», o mój Jezu, nie «będziesz ich kochał we mnie». Chcąc mi udzielić tej łaski, dałeś przykazanie «nowe». O! jakże jest mi ono drogie, ponieważ daje mi pewność, że chcesz «kochać we mnie» tych wszystkich, których rozkazałeś mi miłować...” (Pisma, t. I, s. 282).
Powyższe wyznanie nie oznacza jednak, że miłość bliźniego była dla św. Teresy zawsze czymś łatwym i prostym. Ona też musiała ją zdobywać: „Jest w zgromadzeniu siostra – pisała – która ma talent drażnienia mnie na każdym kroku” (tamże, s. 283). A mimo to święta Teresa próbuje patrzeć na nią tak, jak widzi ją Bóg, dlatego dalej stwierdza: „Nie chcąc ulec naturalnej antypatii, jaką odczuwałam, powiedziałam sobie, że miłość bliźniego nie powinna opierać się na uczuciach, ale wyrażać się w czynach; postanowiłam więc postępować wobec tej siostry tak, jak postępowałabym względem najdroższej mi osoby. Za każdym razem, ilekroć ją spotkałam, wstawiałam się za nią do Pana Boga, ofiarowując Mu jej cnoty i zasługi. Ponieważ ona zupełnie nie domyślała się moich uczuć względem niej, dlatego też nie podejrzewała pobudek mego postępowania i trwała w przekonaniu, że jej charakter bardzo mi się podoba… Co mnie pociągało, to Jezus ukryty w głębi jej duszy... Jezus, który czyni słodkimi rzeczy najbardziej gorzkie” (tamże, s. 283n). 
Jeżeli starasz się dostrzegać w drugim człowieku przede wszystkim to, co w nim dobre, wtedy patrzysz na niego tak, jak Bóg patrzy i wtedy jesteś jak dziecko, które stara się upodobnić do swojego Ojca niebieskiego. Twoja natura nie zmieni się, ale z właściwego nastawienia twojej woli zrodzi się inne, Boże patrzenie na drugiego człowieka (3). 
To Chrystus w tobie kocha… Na tyle kochasz męża, syna, córkę, rodziców, osoby bliskie czy dalsze, na ile sam nawracasz się ku Bogu, na ile dążysz do świętości i pozwalasz, byś już nie ty żył, ale by żył w tobie Chrystus. On, który jest jedyną miłością i jedynym dobrem, pragnie miłować nas bezgranicznie i ciągle szuka dusz, na które mógłby rozlewać bezmiar swojej miłości. Nie można kochać człowieka, nie kochając Boga. Tak naprawdę drugiego człowieka kochają tylko święci, ci, którzy w pełni otworzyli się na Chrystusa, w których Chrystus w pełni może żyć i kochać (4). 
 
(1) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2002, s. 18; (2) Tamże, s. 195; (3) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, Warszawa 2000, s. 163-166; (4) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, s. 202n
 

Świadkowie nowego życia

 
Oglądam piękno Twej łaski, podziwiam jej blask, a jej światłość odbija się we mnie; zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem; zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę, kim byłem i kim się stałem. O cudzie! Oto stoję pełen szacunku dla siebie samego, czci i bojaźni, jakby przed Tobą samym; tak onieśmielony, że nie wiem nawet, co czynić, gdzie usiąść, dokąd się udać, gdzie pozwolić spocząć członkom tego ciała, które należy do Ciebie, do jakich użyć je czynów i dzieł, bo przecież są Boskie (Szymon Nowy Teolog) (Jan Paweł II, Vita Consecrata, 20).
 

3 Niedziela Wielkanocna: Wyzwoleni spod panowania grzechu

 
Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli… Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała (1 J 2, 1-5a). 
 
Chrzest sprawia, że naszym udziałem staje się ta absolutna nowość życia, jaką Chrystus zapoczątkował w dziejach człowieka przez swoje zmartwychwstanie. Ta nowość życia to wyzwolenie nas z dziedzictwa grzechu, z jego „niewoli” i uświęcenie w prawdzie (1). 
Bł. Jan Paweł II wyjaśniał prawdę o wyzwoleniu nas spod panowania grzechu w świetle mocy Bożego miłosierdzia: Tajemnica nieskończonego miłosierdzia Bożego względem nas zdolna jest sięgnąć aż do ukrytych korzeni naszej nieprawości, aby skierować duszę ku nawróceniu, aby ją odkupić i skłonić do pojednania. Niewątpliwie do tej tajemnicy odwoływał się też św. Jan, gdy… pisał, że „każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka” (1 J 5, 18n). To stwierdzenie św. Jana ukazuje nadzieję, opartą na Boskich obietnicach: chrześcijanin otrzymał gwarancję i siły potrzebne do tego, ażeby nie grzeszyć. 
Nie chodzi tu zatem o bezgrzeszność uzyskaną przez własną cnotę ani też o bezgrzeszność wrodzoną człowiekowi, jak uważali gnostycy. Jest ona wynikiem działania Bożego. Aby nie grzeszyć, chrześcijanin dysponuje znajomością Boga, przypomina św. Jan w tym samym fragmencie. A nieco wcześniej pisze: „Każdy, kto narodził się z Boga nie grzeszy, gdyż trwa w Nim nasienie Boże” (1 J 3, 9). Jeżeli przez to „nasienie Boże” będziemy rozumieć… Jezusa, Syna Bożego, to można powiedzieć, że dla uniknięcia grzechu – czy uwolnienia się od niego – chrześcijanin wspierany jest obecnością w nim samego Chrystusa, i tajemnicy Chrystusa, która jest tajemnicą pobożności (2). Grzech człowieka ostatecznie zwyciężyłby i zniszczył wszystko, i zbawczy plan Boży nie zostałby zrealizowany a nawet byłby obrócony w klęskę, gdyby w dynamizm dziejów nie weszło owo mysterium pietatis [tajemnica pobożności], by odnieść zwycięstwo nad grzechem (3).
W zwięzły sposób prawdę o wyzwoleniu dzieci Bożych z mocy grzechu ujmuje Katechizm dla młodzieży: Jeśli opieramy się jedynie na własnej sile, na dłuższą metę nie damy sobie rady z naszymi pokusami. Dzięki Bogu stajemy się silni. Gdy Bóg daje nam siłę nazywamy to łaską. Zwłaszcza przez święte znaki, które określamy mianem sakramentów. Bóg uzdalnia nas, żebyśmy rzeczywiście czynili dobro, którego pragniemy (4).
Bóg pokazuje nam, że On jest Jedyną Miłością. I dopiero na podstawie tej zaszczepionej w naszych sercach wiary – o Jedynej Miłości – rodzi się skrucha. Nie ta egoistyczna, która zawstydzona jest z powodu osobistego upokorzenia i smutna z własnej niedoskonałości czy lęku przed karą (attritio – żal niedoskonały). Chodzi przecież o to, żeby rodził się w nas przez łaskę żal doskonały – contritio. By rodziła się prawdziwa skrucha, która zawiera w sobie ból z powodu zranienia Jedynej Miłości, jaką jest Bóg, a następnie nienawiść do tego zła, jakie tę Jedyną Miłość zraniło. 
Taka skrucha – na miarę czułości sumienia – może osiągnąć tak wielkie rozmiary, że graniczy nawet z rozpaczą, iż zadało się tyle bólu Temu, kto tak mnie ukochał. Jedynemu, który mnie kocha i nigdy nie odstąpi, którego miłości nic z mojej strony nie może zburzyć, bo jest wieczna. Ta skrucha contritio w wyniku bólu i nienawiści do własnego zła rodzi niezwykłą determinację w postanowieniu, żeby już nigdy się nie powtórzyło to zranienie Jedynej Miłości. Taka głębia skruchy wyrastająca z wiary w Jedyną Miłość i z wiary w wielkość popełnionego zła – które jest mierzone wielkością tej zranionej Miłości – powoduje, że rodzi się tak wielkie znienawidzenie grzechu, iż święci będą mówić: „raczej umrzeć niż zgrzeszyć!” (5)
 
(1) Ks. T. Dajczer, Rozważania o Wierze, Częstochowa 2006, s.141; (2) Jan Paweł II, Reconciliatio et penitentia o pojednaniu i pokucie w dzisiejszym posłannictwie Kościoła, 20; (3) Tamże, 19; (4) Youcat, Katechizm dla młodzieży, s.161; (5) Kruszenie barier, Warszawa 2006, s. 76-78.
 

Świadkowie nowego życia

 
Oglądam piękno Twej łaski, podziwiam jej blask, a jej światłość odbija się we mnie; zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem; zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę, kim byłem i kim się stałem. O cudzie! Oto stoję pełen szacunku dla siebie samego, czci i bojaźni, jakby przed Tobą samym; tak onieśmielony, że nie wiem nawet, co czynić, gdzie usiąść, dokąd się udać, gdzie pozwolić spocząć członkom tego ciała, które należy do Ciebie, do jakich użyć je czynów i dzieł, bo przecież są Boskie (Szymon Nowy Teolog) (Jan Paweł II, Vita Consecrata, 20).
 

4 Niedziela Wielkanocna: Uzdolnieni przez miłość do oddania życia za braci

 
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3, 1)
Jezus powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce (J 10, 11).
Miłość jest największa, mówił bł. Jan Paweł II w 1997 r. w Krakowie. „Wiemy - pisze św. Jan - że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci” (1 J 3,14). A więc, kto miłuje, uczestniczy w życiu - w tym życiu, które jest od Boga. Chrystus wskazał, iż w ten sposób - oddając życie za braci - objawiamy miłość. I to jest miłość największa (1).
Nasza współpraca z łaską Bożego dziecięctwa polega na jednoczesnym krzyżowaniu w sobie starego człowieka z jego pożądliwościami i podejmowaniu ustawicznych wysiłków, aby żyć nowym prawem miłości. Wskazuje na to św. Paweł w Liście do Efezjan: „Słyszeliście przecież… że – co się tyczy poprzedniego sposobu życia – trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (2).
Pogłębianie się naszej więzi z Bogiem i ludźmi nie jest możliwe bez obumierania w nas starego człowieka, a więc naszej pychy i egoizmu, bez przewartościowania naszych relacji do tego, co doczesne (3). Pycha i egoizm wykluczają miłość, dlatego Chrystus, który wzywa nas do takiej miłości, jak On nas umiłował, mówi o konieczności obumierania sobie. Dając nam nowe przykazanie, mówi On do każdego z nas: Chcę byś kochał drugiego człowieka tak, jak Ja go kocham, aż po całkowite obumarcie sobie - aż po krzyż. Chrystus kocha wszystkich, również tych, którzy Go prześladują i krzyżują. Jeżeli więc chcesz Go naśladować, to i ty winieneś kochać nawet tych, którzy są dla ciebie źródłem cierpienia i udręki (4). 
W 2009 r., podczas rekolekcji letnich, abp Stanisław Gądecki uczył nas czym jest oddawanie życia za braci w rodzinie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12n). Zazwyczaj w człowieku i w rodzinie wszystko zależy od jego stosunku do Tajemnicy Paschalnej. Gdy młodzi zawierają związek małżeński, opierając się na czysto ludzkich przesłankach, oczekują zazwyczaj szczęścia bez granic. Tymczasem przychodzą pierwsze trudności, które się mnożą, i rozbijają egoizm we dwoje. W naszej ojczyźnie rozpada się 1/3 małżeństw, co świadczy o tym, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie przyjęli do wiadomości koniecznej obecności Tajemnicy Paschalnej w życiu człowieka, małżeństwa i rodziny. Tajemnicy, w której krzyż musi być obecny jako droga do zmartwychwstania. Bez krzyża nie ma zmartwychwstania. Bez tej rzeczywistości nie ma mowy o chrześcijańskim małżeństwie. Bez niej nie ma trwałości małżeństwa. Ona jest decydująca w chrześcijaństwie. Dlatego mówimy o rodzinie jako szkole miłości, która zakłada od samego początku wzrastanie przez doświadczenie krzyża, przez którą miłość „nie szuka swego” (1Kor 13,5). Wielu ludzi nigdy w życiu nie dochodzi do dojrzałości, ponieważ nie konfrontuje się z krzyżem. Miłość chrześcijańska jest wspólnotą z krzyżem, dzięki której człowiek dojrzewa do wieczności. Nie ma innej drogi do zmartwychwstania (5).
Bł. Jan Paweł II daje nam za wzór św. Jadwigę: „Nieraz klękałaś u stóp wawelskiego krucyfiksu, aby uczyć się takiej ofiarnej miłości od Chrystusa samego. I nauczyłaś się jej. Potrafiłaś swoim życiem dowieść, że miłość jest największa. Od Chrystusa wawelskiego, przy tym czarnym krucyfiksie, nauczyłaś się, Jadwigo Królowo, dawać życie za braci. Twoja głęboka mądrość i szeroka aktywność płynęły z kontemplacji - z osobistej więzi z Ukrzyżowanym. Dlatego nigdy nie utraciłaś tej «najlepszej cząstki» - obecności Chrystusa. Zaprowadź nas, Jadwigo, przed wawelski krucyfiks, abyśmy jak ty poznali, co znaczy miłować czynem i prawdą, i co znaczy być prawdziwie wolnym” (6).
 
(1) Homilia w czasie mszy św. kanonizacyjnej bł. Królowej Jadwigi, Kraków, 8.06.1997, p.3; (2) Ef 4,20-24; (3)  Por. Zawierzyć się Opatrzności Bożej¸ Warszawa 2000,  s.200; (4) Tamże, s.203; (5) Oto Ja dokonuję rzeczy nowej. Homilia wygłoszona podczas rekolekcji Ruchu Rodzin Nazaretańskich Licheń, 21.02.2009 (6) Homilia w czasie mszy św. kanonizacyjnej bł. Królowej Jadwigi, p.3.