Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną (Ps 51, 5)

1. Trudna prawda o człowieku

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła (Mt 4, 1)

Pismo św. uczy nas prawdy o Bogu i – z Bożej perspektywy – prawdy o człowieku. Prawda objawiona nie zawsze musi pokrywać się z tym, co myślimy sami o sobie. Dobrze wiemy, że często okazuje się to iluzją. Zresztą nie potrafimy do końca zrozumieć samych siebie. Tymczasem Chrystus dobrze wiedział, co się kryje w sercu człowieka i nie potrzebował, aby Mu ktoś o tym mówił (1). 

Ludzka myśl od wieków bada świat. Zdobyliśmy rozległą wiedzę o człowieku, o jego strukturze biologicznej i psychicznej. Rozwinęła się sztuka lekarska, pomagająca chronić i ratować ludzkie zdrowie i życie. Jednak to nie wszystko. Boże objawienie przekazuje nam prawdę o człowieku, do której rozum ludzki nie jest w stanie dojść o własnych siłach. Mówi nam po pierwsze, że Bóg jest naszym Ojcem. Choć w formowaniu naszej natury posługuje się rodzicami, to duszę każdego z nas stwarza bezpośrednio. Dlatego Boże spojrzenie, pełne miłości, pozostaje odbite głęboko w naszym jestestwie. Sprawia, że nosimy w sobie niezatarte przekonanie o własnej nieskończonej godności. 

Przekazując prawdę o Bożym dziecięctwie Pismo św. jednocześnie przekazuje prawdę o tym, co się wydarzyło u samych początków rodzaju ludzkiego. Czytamy w Księdze Rodzaju, że kiedy Bóg stworzył człowieka i uczynił go swoim przyjacielem, ten, ulegając podszeptowi węża, przez grzech pierworodny sprzeniewierzył się otrzymanemu darowi. Skutki tej decyzji odczuwamy wszyscy do dziś. 

Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie uwolnił nas od grzechu, szatana i śmierci. Ta wolność jest nam ofiarowana w sakramencie chrztu św. Małe dziecko otrzymuje wtedy białą szatę na znak czystości duszy, która staje się nieskazitelna. Ale czytamy w Katechizmie: „Nowe życie otrzymane w sakramentach wtajemniczenia [chrztu, bierzmowania i Eucharystii] nie wyeliminowało jednak słabości i kruchości natury ludzkiej, ani jej skłonności do grzechu, którą tradycja nazywa pożądliwością. Pozostaje ona w ochrzczonych” (2). Z tą istotną prawdą o nas musimy się liczyć, gdyż inaczej narażamy się na poważne niebezpieczeństwo. W Katechizmie Kościoła Katolickiego, w komentarzu do modlitwy Ojcze nasz, czytamy: „Chociaż zostaliśmy obleczeni w szatę chrzcielną, nie przestajemy jednak grzeszyć i odwracać się od Boga”. I w prośbie Odpuść nam nasze winy „na nowo przychodzimy do Niego jak syn marnotrawny i uznajemy się przed Nim za grzeszników, podobnie jak celnik” (3).

Dobrze wiemy, że gdy upuścimy jakiś przedmiot, spadnie w dół i roztrzaska się. Nikt kto ma zdrowy rozsądek nie powie: zrobię eksperyment i sprawdzę, czy to rzeczywiście jest prawda – może zawiśnie w powietrzu, a może poleci do góry. Grzech pierworodny odcisnął się piętnem na nas wszystkich, a jego skutki są jak grawitacja. Zło zaczyna nas przyciągać, jest atrakcyjne. Innym skutkiem jest zaciemnienie umysłu i osłabienie woli, które utrudniają wybieranie dobra. Mamy wątpliwości, gubimy się, łatwo nas oszukać. Bywa, że ktoś mówi: jak ja mogłem to zrobić, jak mogłem być taki głupi? To nie oznacza, że jesteśmy osaczeni przez zło i doszczętnie zniewoleni. Wiadomo, że w każdym z nas jest wiele dobra. Bóg dał nam różne talenty, mamy serce, które potrafi kochać. Ale równolegle z pszenicą rośnie kąkol, ewangeliczny chwast. Staje się najbardziej widoczny wtedy, gdy pojawia się pokusa – zgodnie z przysłowiem, że okazja czyni złodzieja. 

Św. Jan Paweł II stwierdził, że ludzie współcześni są dzisiaj kuszeni przez „mało chrześcijańską iluzję bezgrzeszności” (4). Jak rozumieć te słowa skoro, jak się wydaje, wokół nas jest coraz więcej zła? Problem polega na tym, że tego zła już się nie widzi. Ludzie grzeszą, ale nie czują z tego powodu winy. Grzechu już nie nazywa się grzechem. Albo się go bagatelizuje, na wzór stadionowej przyśpiewki: „Chłopaki, nic się nie stało”: nie ma problemu, wszytko jest w porządku. W końcu mówi się, że inni grzeszą jeszcze bardziej albo że wszyscy tak robią – i wtedy grzech powoli staje się normą. 

Znamienne, że tam, gdzie neguje się wiarę w Boga, zwykle jednocześnie neguje się biblijną prawdę o człowieku, w tym prawdę o skutkach grzechu pierworodnego. O wieku dwudziestym, który był okresem intensywnego rozwoju ateizmu a wręcz walki z Bogiem, św. Jan Paweł II powiedział za Piusem XII: „grzechem tego wieku jest utrata poczucia grzechu” (5). 

 

(1) Por. J 2, 24n; (2) KKK 1426; (3) KKK 2839; (4) Adh. ap Reconciliatio et poenitentia o pojednaniu i pokucie, 22; (5) Tamże, 18.

tekst na grupy dzielenia