Chrystus nie przekreśla kultur, nie obala procesu dziejowego narodów, które poprzez wieki i tysiąclecia poszukują prawdy, realizując miłość Boga i bliźniego. Chrystus nie likwiduje tego, co jest dobre, ale prowadzi to dalej, do wypełnienia. Natomiast Chrystus zwalcza i pokonuje zło, które zasiewa kąkol między jednym człowiekiem a drugim, między jednym a drugim narodem, które rodzi wykluczenie z powodu bałwochwalstwa pieniądza, które zasiewa truciznę pustki w sercach młodych. Jezus Chrystus zwalczał to zło i zwyciężył swoją Ofiarą miłości. Jeśli będziemy w Nim trwać, w Jego miłości, to także i my, jak męczennicy możemy żyć i zaświadczać o Jego zwycięstwie.


Podobnie jak Mojżesz zawarł przymierze z Bogiem na mocy prawa otrzymanego na Synaju, tak też Jezus przekazał swoim uczniom i tłumom ze wzgórza na brzegu Jeziora Galilejskiego nową naukę, rozpoczynającą się od Błogosławieństw. Mojżesz daje na Synaju Prawo, a Jezus, Nowy Mojżesz daje nowe prawo na tej górze, na brzegu Jeziora Galilejskiego. Są one drogą, wskazywaną przez Boga jako odpowiedź na wpisane w serce człowieka pragnienie szczęścia i udoskonalają przykazania Starego Testamentu. 


 Nie jesteśmy od siebie odizolowani i nie jesteśmy chrześcijanami jako jednostki, każdy z osobna: naszą tożsamością chrześcijańską jest przynależność! Jesteśmy chrześcijanami, ponieważ należymy do Kościoła. To jak nazwisko: jeśli imię brzmi „jestem chrześcijaninem”, to nazwisko - „należę do Kościoła”. Jakże to pięknie, gdy dostrzegamy, że przynależność ta wyraża się także w imieniu, jakie Bóg przypisuje sobie samemu. Odpowiadając Mojżeszowi we wspaniałym wydarzeniu „płonącego krzewu” (por. Wj 3,15), określa siebie jako Bóg ojców - nie przedstawia się jako Wszechmogący - ale jako Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba. W ten sposób objawia się jako Bóg, który zawarł przymierze z ojcami i pozostaje zawsze wierny swemu przymierzu, wzywając nas do wejścia w tę relację, uprzednią wobec nas. 
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,


Bóg tworzy lud z tymi wszystkimi, którzy słuchają Jego Słowa i ufając Mu wyruszają w drogę. Istnieje jeden warunek: zaufać Bogu. Jeśli zaufasz Bogu, słuchasz Go, wyruszasz w drogę - to oznacza czynienie Kościoła. Wszystko uprzedza miłość Boga. Bóg zawsze nas poprzedza. Prorok Izajasz powiada, że Bóg jest jak kwiat drzewa migdałowego, bo kwitnie on jako pierwszy na wiosnę, by powiedzieć, że Bóg jest zawsze wcześniej niż my. Kiedy przychodzimy, On na nas czeka. On nas wzywa. On nas czyni pielgrzymami. Zawsze jest wcześniej niż my. To się nazywa miłość, bo Bóg zawsze na nas czeka. 


Dar bojaźni Bożej, o którym dziś mówimy, zamyka serię katechez o siedmiu darach Ducha Świętego. Nie oznacza on lękania się Boga: wiemy dobrze, że Bóg jest Ojcem, że nas miłuje i pragnie naszego zbawienia i zawsze przebacza, zawsze! Dlatego nie ma powodów, aby się Go lękać! Bojaźń Boża natomiast jest darem Ducha, który przypomina nam, jak bardzo jesteśmy mali przed Bogiem i Jego miłością oraz że naszym dobrem jest pokorne, naznaczone szacunkiem i ufnością, zdanie się w Jego ramiona. To właśnie jest bojaźnią Bożą: powierzenie się dobroci naszego Ojca, który tak bardzo nas kocha.


Chodzi natomiast o relację przeżywaną sercem: jest to nasza przyjaźń z Bogiem, dana nam przez Jezusa, przyjaźń, która zmienia nasze życie i napełnia nas entuzjazmem i radością. Z tego powodu dar pobożności budzi w nas przede wszystkim wdzięczność i uwielbienie. To właśnie jest najbardziej autentycznym motywem i sensem naszej czci i adoracji. Kiedy Duch Święty sprawia, że dostrzegamy obecność Pana i całą Jego miłość względem nas, to rozpala nasze serce i pobudza nas niemal naturalnie do modlitwy i celebrowania. Tak więc pobożność jest synonimem autentycznego ducha religijnego, synowskiej zażyłości z Bogiem, zdolności modlenia się do Niego z miłością i prostotą, właściwą osobom pokornego serca.


Dlatego zachęciłem wiernych chrześcijan, by dali się „namaścić” z sercem otwartym i posłusznym Duchowi Świętemu, żeby byli coraz bardziej zdolnymi do gestów pokory, braterstwa i pojednania. Duch Świętym pozwala podejmować te postawy w życiu codziennym, z ludźmi różnych kultur i religii i stawać się w ten sposób czyniącymi pokój. Pokój trzeba czynić własnoręcznie, nie ma "przemysłu pokojowego". Trzeba budować go każdego dnia, własnoręcznie i z sercem otwartym, aby przyjąć dar Boży. Dlatego zachęciłem wiernych chrześcijan, by dali się „namaścić”.
Katecheza papieża Franciszka 28.05.2014 r.


Dar umiejętności pomaga nam równocześnie nie popadać w pewne postawy skrajne czy błędne. Pierwsza z nich to niebezpieczeństwo uważania siebie za panów stworzenia. Świat stworzony nie jest własnością, którą możemy się rządzić według naszego upodobania. Tym bardziej nie jest własnością jedynie nielicznych: stworzenie jest darem, wspaniałym darem, jakim obdarzył nas Bóg, abyśmy się o nie troszczyli i wykorzystywali z korzyścią dla wszystkich, zawsze zachowując wielki szacunek i wdzięczność. Drugą błędną postawę przedstawia pokusa zatrzymania się na stworzeniach, tak jakby mogły one dostarczyć odpowiedzi na wszystkie nasze oczekiwania. A Duch Święty poprzez dar umiejętności pomaga nam, abyśmy w to nie popadali. 


 Istotnym warunkiem zachowania tego daru jest modlitwa. Nieustannie powracamy do tego samego - nieprawdaż? - do modlitwy. Jest ona tak bardzo ważna! Chodzi o to, by modlić się tymi modlitwami, które wszyscy znamy od lat dziecięcych, ale także naszymi słowami: "Panie pomóż mi, doradź mi! Co powinienem teraz czynić?". Przez modlitwę czynimy miejsce na przyjście Ducha Świętego, aby nam pomógł w danym momencie, doradził nam co wszyscy powinniśmy czynić. Modlitwa. Nigdy nie zapominajmy o modlitwie! Nigdy! 


Ten dar sprawia, że rozumiemy sprawy, tak jak pojmuje je Bóg, z inteligencją Boga. Można pojmować daną sytuację z inteligencją ludzką, roztropnością i jest to słuszne. Ale dogłębne rozumienie danej sytuacji, tak jak rozumie ją Bóg jest skutkiem tego daru. Jezus zechciał zesłać nam Ducha Świętego, abyśmy mieli ten dar, abyśmy wszyscy mogli pojmować sprawy, tak jak pojmuje je Bóg, z Bożą inteligencją. Jest to piękny dar, którym obdarzył nas Bóg! Dar Ducha Świętego wprowadza nas w zażyłość z Bogiem i czyni nas uczestnikami planu miłości, jaki ma On wobec nas. 


Św. Jan XXIII i św. Jan Paweł II mieli odwagę oglądania ran Jezusa, dotykania Jego zranionych rąk i Jego przebitego boku. Nie wstydzili się ciała Chrystusa, nie gorszyli się Nim, Jego krzyżem. Nie wstydzili się ciała swego brata (por. Iz 58, 7), ponieważ w każdej osobie cierpiącej dostrzegali Jezusa. Byli to dwaj ludzie mężni, pełni parezji [szczerości] Ducha Świętego i złożyli Kościołowi i światu świadectwo dobroci Boga i Jego miłosierdzia.