Wniebowstąpienie Pańskie: Bóg sam wystarcza

 

I wszystko poddał pod Jego stopy (Ef 1, 22).
A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20).

„Jedynie Bóg nasyca” – mówił św. Tomasz z Akwinu (1).
Wspominając własną młodość, – pisze Benedykt XVI do młodzieży - uświadamiam sobie, że stabilność i bezpieczeństwo nie są kwestiami pierwszoplanowymi dla młodych ludzi. Wprawdzie ważnym jest, by mieć pracę, która zapewnia środki utrzymania, jednak lata młodości to czas poszukiwania pełni życia… Poszukiwanie czegoś więcej poza codziennością życia i pracy, pragnienie czegoś prawdziwie większego, jest naturalną częścią młodości. Czy jest ono pustym marzeniem, które blednie wraz z przybywającymi latami? Nie! Kobieta i mężczyzna zostali stworzeni do rzeczy wspaniałych, do wieczności. Nic poza tym nie jest wystarczające. Miał rację św. Augustyn, gdy pisał: niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie. Pragnienie odnalezienia sensu życia jest znakiem dziecięctwa Bożego i „znamieniem” jakie w nas zostawił (2).
Pragnienie Boga jest wpisane w serce człowieka, ponieważ został on stworzony przez Boga i dla Boga. Bóg nie przestaje przyciągać człowieka do siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i szczęście, których nieustannie szuka (3). Obiecane szczęście stawia nas wobec decydujących wyborów moralnych. Zaprasza nas do oczyszczenia naszego serca ze złych skłonności i do poszukiwania nade wszystko miłości Bożej. Uczy nas, że prawdziwe szczęście nie polega ani na bogactwie czy dobrobycie, na ludzkiej sławie czy władzy, ani na żadnym ludzkim dziele, choćby było tak użyteczne jak nauka, technika czy sztuka, ani nie tkwi w żadnym stworzeniu, ale znajduje się w samym Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra i wszelkiej miłości (4).
Wiara w Boga, Jedynego, i miłowanie Go całą swoją istotą ma ogromne konsekwencje dla całego naszego życia. Jedną z nich jest właściwe używanie rzeczy stworzonych. Wiara w Jedynego Boga pozwala nam na używanie wszystkiego, co Nim nie jest, w takiej mierze, w jakiej zbliża nas do Niego, a także na odrywanie się od wszystkiego w takiej mierze, w jakiej nas od Niego oddala. Św. Mikołaj z Flüe modlił się o to takimi słowami: „Mój Panie i Boże, zabierz mi wszystko, co oddala mnie od Ciebie. Mój Panie i Boże, daj mi to wszystko, co zbliża mnie do Ciebie. Mój Panie i Boże, oderwij mnie ode mnie samego i oddaj mnie całkowicie Tobie” (5).
Człowiek zjednoczony z Bogiem w Nim samym otrzymuje wszystko, czego w swoim codziennym życiu potrzebuje; w Nim też znajduje swoje jedyne bezwarunkowe  oparcie, będące źródłem wszystkich innych autentycznych oparć. Wszystkie nasze udręki tak długo są dla nas czymś trudnym, jak długo wierząc tylko w siebie, na siebie tylko liczymy i szukamy ludzkich oparć w sposób nieuporządkowany – zamiast Boga, lub przeciw Jemu i Jego prawu. Bóg chce, byśmy odnajdywali Go jako nasze oparcie we wszystkich Jego dziełach. Winniśmy go zatem szukać w drugim człowieku, w tych, których On stawia na naszej drodze, a także we wszystkim, czym nas obdarza... aby nas w końcu obdarzyć Sobą... Stwórca chce, by nasze wolne od wszelkich trosk serca w Nim samym znalazły oparcie.
Św. Jan od Krzyża ukazuje drogę do pełnej wolności wydobywając ze skarbca swojej bogatej symboliki niezwykły obraz - porównuje duszę jednoczącą się z Bogiem do wypalanego przez ogień drewna. Po całkowitym wypaleniu pozostaje z niego popiół, proch, który jednak przeniknięty płomieniem ma takie własności jak ogień - może osuszać, ogrzewać i oświecać… Nasz Pan pragnie zjednoczenia z człowiekiem już tu na ziemi. On chce tak głęboko przeniknąć ludzki proch, abyśmy stali się jednym - Płomień i popiół. Dzięki tej jedności, Płomień ogarniając sobą popiół udziela mu swego bogactwa i mocy, dzieli z nim całą miłość i żar - jak to określa św. Jan od Krzyża, „rozpala, zamienia w siebie i czyni tak pięknym jak sam ogień” (Noc ciemna, II, 10, 1) (6).
Kolejną konsekwencją miłowania Boga z całego serca jest okazywanie Mu zaufania we wszystkich okolicznościach, a nawet w przeciwnościach. Wyraża to wspaniale modlitwa św. Teresy od Jezusa: „Niech nic cię nie niepokoi, / niech nic cię nie przeraża. / Wszystko mija, / Bóg się nie zmienia. / Cierpliwość osiąga wszystko. / Temu, kto ma Boga, / Nie brakuje niczego. / Bóg sam wystarcza” (7).
Bóg pochyla się nad skruszonym i pokornym sercem, aby ukazując mu siebie – Niewidzialnego wywołać inne widzenie rzeczywistości. Inne to znaczy jakby czymś prześwietlone, a więc inaczej rozumiane. W tym innym widzeniu świata inaczej wygląda także i to, co wydaje się zagrożeniem, burzą, katastrofą, co może wywołać przerażenie… Przecież nic nie może ci się stać wbrew woli Tego, który jest Jedynym Panującym i który cię tak bardzo ukochał (8).

(1) Expositio in symbolum apostolicum, 1, za: KKK 1718; (2) Orędzie na Światowy Dzień Młodzieży, Madryt 2011; (3) KKK 27; (4) KKK 1723; (5) por. KKK 222.226; (6) Oparcia w miłości - prawdziwe i złudne, Warszawa 2003, 52-59; (7) Św. Teresa od Jezusa, Poezje, 30, KKK 227; (8) W świetle i ciemnościach wiary, Warszawa 2004, 60n.

grupy dzielenia

Zesłanie Ducha Świętego: Otwórzmy drzwi Duchowi Świętemu

Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru… I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Pełni zdumienia i podziwu mówili: „Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty?” (Dz 2, 2-8)

Duch Święty tchnie, kędy chce. Poprzez różnorodne znaki działania Ducha Świętego rejestrujesz Jego obecność w twoim życiu, ale nie wiesz, ani skąd przychodzi, ani dokąd chce cię prowadzić. Coraz pełniejsze życie darem sakramentu chrztu, nowych narodzin, o których Jezus mówił do Nikodema, ma umożliwić ci pełne otwarcie się na Boga. Ma uczynić cię tak wrażliwym na działanie Ducha Świętego, jak balon wrażliwy jest na każdy podmuch wiatru.
Balon nie wie, skąd wiatr wieje i dokąd go unosi. Poddając się całkowicie jego działaniu, staje się jakby igraszką czy niewolnikiem wiatru. Człowiek powtórnie narodzony winien być właśnie tak uległy działaniu Ducha Świętego (1).

Oto św. Teresa z Avila jedzie do Sewilli, gdzie ma założyć nową fundację zakonną. Są to trudne czasy reformy. Teresa zakłada wtedy nową, reformowaną gałąź karmelitanek. Założenie fundacji w nowej miejscowości wymaga, by pojechała tam jako przełożona z grupą sióstr. Siostry jechały zwykle szczelnie krytym wozem, bo karmelitanki reformowane, tzw. bose, są zakonnicami klauzurowymi i nie mogą pokazywać się publicznie. Ukryte w opatulonym wozie czuły się bezpieczne i miały nadzieję, że dojadą na miejsce tak, by ich nikt nie widział, bo nie chciały być przedmiotem sensacji czy widowiska.
Był dzień Zesłania Ducha Świętego. Siostry wyjechały bardzo wcześnie rano. Teresa upatrzyła sobie kościół na dalekim przedmieściu Kordoby, gdzie postanowiły się zatrzymać. Tam ks. Julian z Avila miał odprawić dla nich Mszę św., tak by nie były widziane, a później siostry zamierzały jechać dalej. Wkrótce okazało się, że aby dojechać do tego wybranego kościoła, trzeba przejechać przez most. Most jednak o tak wczesnej porze był zamknięty, a pilnujący wejścia strażnicy oznajmili, że o klucz trzeba prosić burmistrza. Okazało się jednak, że burmistrz jeszcze śpi i że nie życzy sobie, by w takich sytuacjach go budzić. Trzeba więc czekać. Tymczasem wschodzi słońce i zaczyna się upał. Wokół wozu gromadzą się ludzie. Niektórzy, bardziej żądni sensacji, usiłują nawet zajrzeć do środka wozu. Wreszcie, po dwóch godzinach czekania, przyniesiono klucz i otworzono bramę. Wóz ruszył, ale okazało się, że nie mogą przejechać przez most, gdyż wóz jest za szeroki.
Zaczęły mijać następne godziny. - A św. Teresa tak pragnęła być w tę uroczystość Zesłania Ducha Świętego wcześnie na Mszy św. i tak bardzo zależało jej na tym, by siostry przejechały przez nikogo nie zauważone. Kiedy wreszcie sterczące części odpiłowano i siostry dojechały do kościoła za miastem, spotkało je znów coś nieoczekiwanego. Oto okazało się, że w tym właśnie kościele uroczystość Zesłania Ducha Świętego jest świętem patronalnym, i jak to zwykle bywa w takim dniu, w kościele i przed kościołem jest pełno ludzi. Tego już było za dużo. Św. Teresa stwierdza, że była gotowa nawet nie być na Mszy św. Pozostałe siostry też chciały już z niej zrezygnować. Potem dopiero Teresa przyzna, że popełniłaby wielką winę. Na szczęście ks. Julian nakazał siostrom, by mimo tłumu poszły na Mszę św. Wyszły więc ze swego bezpiecznego ukrycia i zaczęły przechodzić przez zatłoczony kościół. Św. Teresa, która zwykle barwnie opowiadała, powie później, że kiedy ludzie zobaczyli je - okryte zasłonami, w białych samodziałowych strojach - zareagowali tak, jak uczestnicy igrzysk reagują na ukazanie się byka na arenie. Teresa wyzna, że była to w jej życiu jedna z najcięższych przykrości. Tą jedną z najcięższych przykrości obdarzył ją Duch Święty w swoją uroczystość.
Nie był to jeszcze koniec trudności. Po Mszy św. siostry musiały znów przejść pośród krzyczącego i szarpiącego je tłumu, a po wyjściu okazało się, że z powodu wielkiego upału nie można było jechać dalej. Konie nie chciały ciągnąć wozu. W wozie zaś było tak gorąco i duszno, że resztę dnia siostry spędziły pod mostem (Księga fundacji, rozdz. 24, 12-14). Z ich planów nic nie wyszło.
Duch Święty może zstąpić na człowieka z taką łaską, która zburzy wszystkie jego plany. W takim potraktowaniu Teresy w dniu Zesłania Ducha Świętego była przecież Jego wielka miłość do niej. Ona tak sobie wszystko doskonale ułożyła i zaplanowała, a On te jej plany doskonale pokrzyżował, bo były niezgodne z Jego wolą. W tym wszystkim ważne jest jednak to, że dokonała się rzecz istotna - Duch Święty „zstąpił” na Teresę i pozostałe siostry, bo one przyjęły Jego działanie: poddając się woli Bożej bardziej przylgnęły do Chrystusa. Duch Święty, ten wielki Budowniczy naszej wiary, ogołocił je i uczynił bardziej ubogimi, aby zdolne były przyjąć moc Tego, który w liturgii Kościoła zwany jest „Ojcem ubogich”. (2)

(1) Por. Zawierzyć się Opatrzności Bożej, Warszawa 2011, s.287; (2) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 2006, s. 32-34.

grupy dzielenia