27 Ndz zwykła: Trwajmy w przyjaźni z Bogiem

 

I spodziewał się, że [winnica] wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała jagody (Iz 5, 2).

Dlatego powiadam wam: „Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 21, 43).
O nic się zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie… Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju będzie z wami (Flp 4, 6-9).

Nasz Pan pragnie, abyśmy przynosili Mu owoc. Cóż jednak możemy Mu ofiarować? Sami z siebie, jako naszą własność, mamy tylko grzech – nauczał Benedykt XVI w czasie ostatniej pielgrzymki do Niemiec. – Jednak dar łaski wysłużony na krzyżu Jezusa sprawia, że stajemy się zdolni do przynoszenia owocu – dzięki mocy Bożej, o ile trwamy w jedności z Panem:
Istnieje sacrum commercium, czyli wymiana między Bogiem a ludźmi. Ojcowie [Kościoła] tak to tłumaczą: my nie mamy nic, co moglibyśmy dać Bogu, możemy jedynie przedstawić Mu nasz grzech. A On go przyjmuje jako swój, a w zamian daje nam siebie samego i swoją chwałę. Chodzi tu o wymianę prawdziwie nierówną, która dokonuje się w życiu i męce Chrystusa. On czyni siebie grzesznikiem, bierze grzech na siebie, przyjmuje to, co jest nasze, a daje nam to, co jest Jego. Jednak potem, wraz z rozwojem myśli i życia w świetle wiary, okazało się, że nie dajemy Mu tylko grzechu, gdyż On dał nam pewną zdolność: wewnętrznie darowuje nam moc, abyśmy dali Mu coś pozytywnego, naszą miłość, byśmy dali Mu człowieczeństwo w pozytywnym sensie. Oczywiście jasne jest, że tylko dzięki hojności Boga człowiek, żebrak, który otrzymuje Boże bogactwo, może również dać coś Bogu; Bóg sprawia, że możemy przyjąć dar, uzdalniając nas byśmy wobec Niego stali się dawcami (1).
Oparcie się na Chrystusie a nie na sobie daje pewność nadziei, że latorośl wszczepiona w winny krzew wyda plon wielokrotny. A to z kolei rodzi w sercu głęboki pokój. Dzięki wierze odkrywamy, że jesteśmy dziećmi Bożymi i dzięki Bogu stajemy się silni… Bóg uzdalnia nas, żebyśmy rzeczywiście czynili dobro, którego pragniemy (2).
Wielką przeszkodą w zdaniu się na Boga może być pokutujące w nas często skrzywione oblicze Boga. To skrzywienie może polegać na tym, że Bóg jest dla ciebie Sędzią, że boisz się Go. To straszne - bać się Boga, bać się Tego, który jest miłością. Może dlatego boisz się zdać na Niego, że obawiasz się, co On z tobą zrobi. Musisz jednak pamiętać, że taki świadomy lęk przed Bogiem bardzo rani Jego Serce. Co innego lęk instynktowny, ten, który rodzi się sam, spontanicznie, w sferze psychofizycznej, który właściwie nie podlega naszej kontroli. Gdy jednak świadomie w sferze duchowej (w swych myślach i w swej woli) godzisz się na lęk wobec Boga, jest to wielka niewierność. Jeżeli w ten sposób boisz się Boga, ludzi, świata, wtedy nie ma w tobie zawierzenia i nie ma wiary w ogarniającą cię Bożą miłość. Św. Teresa z Lisieux powie krótko, że trzeba być jak dziecko i o nic się nie martwić (zob. Pisma, t. II, 396). W tym jednym zdaniu jest cały program: Zdać się na Pana, to znaczy nie martwić się niczym, bo przecież On cię kocha i o wszystko się troszczy. Dopiero wtedy zacznie przesączać się do naszej duszy, do naszego serca autentyczny pokój. Od zagrożeń, które rodzą lęk, nie możemy się uwolnić, ale bardzo ważne jest, żeby ten lęk usuwać świadomym aktem zdania się na Pana (3). Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili (J 15, 16).

(1) Benedykt XVI, Przemówienie do katolików zaangażowanych w Kościele i społeczeństwie, Fryburg, 25.09.2011 (za www.vatican.va); (2) Youcat¸ Katechizm dla młodzieży, 279; (3) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 1992, s. 48n.

grupy dzielenia

28 Ndz zwykła: Przyjąć dar komunii z Bogiem

Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa; a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali (Mt 22, 2-6).

¬Uczta jest biblijnym symbolem wspólnoty, komunii. Nasz Bóg wychodzi nam na spotkanie w każdej chwili naszego życia. Pragnie byśmy nieustannie się z Nim jednoczyli. Jak odpowiadamy na Jego zaproszenie?
Wszelkie rozgrywające się wokół nas wydarzenia starajmy się opisywać w języku wiary. Podstawowa reguła tego niezwykłego języka głosi, że nic nie zdarza się przypadkowo. Wszystko co nas spotyka, dzieje się z woli albo z przyzwolenia Boga… Posługiwanie się tą zasadą na co dzień pozwala zobaczyć Boga towarzyszącego zarówno sprawom wielkim, jak i małym. Sukcesom, ale i niepowodzeniom, radościom, ale też kłopotom, modlitwie dającej pocieszenie, ale także pozornie zmarnowanym w kościele godzinom. Pozwala zobaczyć Jego dobroć w obdarowaniu nas zarówno zdrowiem jak przyzwoleniu na dolegliwości czy chorobę, Jego miłość nie tylko w dostatku materialnym, ale i w braku pieniędzy. We wszystkim, nawet w rzeczach najbardziej prozaicznych (1).
Świat odbierany za pomocą zmysłów wciąga, wsysa nas jak wir w bystrym nurcie rzeki. Nieustannie bombardują nas doznania zmysłowe: słyszymy, widzimy, dotykamy, pogrążeni w doświadczaniu tego wszystkiego, co się nam z nieodpartą mocą narzuca. Jak trudno jest nam przebić się przez barierę doczesności, zobaczyć w tym świecie Boga, który nie jest przecież dostępny za pośrednictwem zmysłów… Boża miłość nie zostawia jednak człowieka samemu sobie, lecz działaniem łaski prowadzi go w kierunku innego widzenia świata. Jeśli zechcemy się na nie otwierać, wiara pokaże nam wszechobecną moc i miłość Pana świata ukrytego za wydarzeniami rzeczywistości stworzonej… Trzeba mieć pokorne i skruszone serce, które Bóg napełni wiarą, aby z tego co zwyczajne uczynić miejsce spotkania z Tym, który jest samą głębią niezwykłości (2).
Życie chrześcijańskie jest tajemnicą trwania w świecie tych, którzy nie są ze świata. Przybliżał ją nam ostatnio Papież Benedykt XVI w czasie pielgrzymki do Niemiec: Aby odpowiedzieć na swą autentyczną misję, Kościół musi stale na nowo podejmować wysiłek odcinania się od swego zeświecczenia i stawania się na nowo otwartym na Boga. Naśladuje tu słowa Jezusa: „Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (J 17, 16), a właśnie w ten sposób On daje się światu… W ten sposób dzieli los pokolenia Lewiego, które – jak przekazuje Stary Testament – było jedynym plemieniem w Izraelu, nie mającym ojcowizny, ale jako część dziedzictwa przyjmowało jedynie samego Boga, Jego Słowo, jego znaki… Bycie otwartymi na troski świata oznacza zatem dla Kościoła oddzielonego od „światowości” świadczenie słowem i czynem, tu i teraz zgodnie z Ewangelią, o prymacie miłości Bożej (3).
Bóg stale obdarowuje nas niezliczonymi darami, ale grzech pychy sprawia, że my tego nie dostrzegamy. Stąd tak mało w nas wdzięczności. A to ona – powie św. Teresa – „najbardziej przyciąga łaski Boże”. Co więcej, jeżeli nie ma wdzięczności, pojawia się jej przeciwieństwo – niewdzięczność. Ta zaś – według stwierdzenia św. Bonawentury – jest korzeniem wszelkiego zła (4).

(1) Por. Dialog z Bogiem, Warszawa 2003, s. 15-17; (2) W świetle i ciemnościach wiary, Warszawa 2004, s. 5-8; (3) Benedykt XVI, Spotkanie z katolikami zaangażowanymi w Kościele i społeczeństwie, Fryburg, 25.09.2011; (4) Zawierzyć się Opatrzności Bożej, Warszawa 2000, s. 141.

grupy dzielenia

29 Niedziela zwykła: Posłuszni jedynie Bogu

 

Poza Mną nie ma boga. Przypaszę ci broń, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Panem i nie ma innego (Iz 45, 5n)
Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22, 21).

Co powinniśmy oddać Bogu? Katechizm Kościoła Katolickiego uczy nas, że Bogu należy się przede wszystkim posłuszeństwo wiary. Ma ono miejsce wtedy, gdy człowiek dobrowolnie powierza siebie objawiającemu się Bogu, okazując uległość rozumu i woli.
Św. Maksymilian Kolbe utożsamia posłuszeństwo Bogu z miłością: „Modlimy się dlatego, aby sobie wyprosić łaskę doskonałego pełnienia woli Bożej. Jeśli zaś spełniamy posłuszeństwo, wolę Bożą już spełniamy i to jest akt o wiele doskonalszy – owszem, nawet najdoskonalszy. Pełnienie woli Bożej jest miłością, a miłość jest istotą świętości. Nie w umartwieniu, nie w modlitwie, nie w pracy, nie w odpoczynku, tylko w posłuszeństwie jest zasługa i istota świętości” (1).
Bóg mieszka w twojej duszy, w jej centrum. Ale czy jest panującym? Warto, abyś pamiętał, że to twoja pokorna wola robi miejsce dla Wszechmogącego, który wybrał takie małe „nic” za swoje mieszkanie. Kiedyś przecież musisz dojść do odkrycia, że najwyższym dobrem jest wola Boża, a zło ma miejsce wtedy, gdy twoja własna wola sprzeciwia się woli Bożej. Pozwól, aby cię wola Boża ogarnęła, aby twoja wola nie stanowiła bariery dla Jego miłosiernej woli, która jest tak zatroskana, abyś się nie zagubił. Tej woli trzeba szukać, chociaż często przyjdzie ci zobaczyć, że może niewiele z niej rozumiesz, skoro jest w tobie tyle przekonania o swojej wyjątkowej mądrości, zdolności przewidywania. Tyle barier (2).
Jakie to dziwne, że słudzy weselni z uczty w Kanie Galilejskiej są tak otwarci na głos łaski w wydarzeniach, że pełnią wolę Jezusa właściwie Go nie znając. Wcale nie stawiają sobie pytania, jaka jest wola Boża. To ich nieuświadomiona pokora powoduje, że wypełniają słowa Jezusa, słowa Maryi bez żadnych teoretycznych rozważań, nie wiedząc nawet o tym, że pełnią wolę Bożą, i to w wydarzeniu tak ważnym jak pierwszy cud Mesjasza… Dzięki swojej postawie pełnej prostoty, pełnej ufności wobec słów Jezusa słudzy weselni stają się świadkami niezwykłego cudu, nawet współuczestniczą w tym cudzie. Bo przecież gdyby nie napełnili stągwi wodą, gdyby nie zanieśli staroście, cudu by nie było. Przecież Pan Jezus nie zastąpiłby ich, nie robiłby na weselu tego, co należało do sług… Człowiek, który ma w sobie coś z prostaczka ewangelicznego, może być świadkiem wielkich wydarzeń. Bóg na Jego oczach może czynić cuda, jemu je objawiać. Taki człowiek może nawet współuczestniczyć w owych cudach (3).
Maryja to typ duszy, którą Jezus ukochał za Jej pełne oddanie. Jezus chce, byśmy szli drogą Maryjną, ponieważ chce, byśmy realizowali się w tym typie duszy, którą On tak kocha za pełne oddanie. Jego gorącym pragnieniem jest, by znajdować dusze podobne do Niej, które poszłyby za Nim do końca, by mógł przelewać na nie nieskończone zdroje swojej miłości i swoich łask. Pragnienie znajdowania takich dusz jest Jego „głodem”, który pozostaje w Nim ciągle niezaspokojony. On powołuje cię na drogę Maryjną, by ci ukazać wielkość swych pragnień wobec ciebie (4).
Św. Maksymilian zachęcał do posłuszeństwa Niepokalanej: „Pan Jezus przez całe 30 lat na ziemi wiódł życie ukryte i był posłuszny Matce Najświętszej i św. Józefowi… Jeżeli mówimy wola Niepokalanej, to oprócz tego, że uznajemy w tym wolę Bożą, czcimy jeszcze przez to Matkę Najświętszą, uznając, że Jej wola tak jest zlana z wolą Bożą, iż stanowi jedno ścisłe zespolenie… Więc posłuszeństwo jest niczym innym jak wolą Matki Najświętszej” (5).

(1) Konferencje św. Maksymiliana Marii Kolbego, Niepokalanów 1990, s.60; (2) Por. Z.41. Pierwszeństwo łaski, Warszawa 2004, s.53-55; (3) Z.42. W świetle i ciemnościach wiary, Warszawa 2006, s.26-29; (4) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 1994, s.117; (5) Konferencje św. Maksymiliana Marii Kolbego, s.48n.

grupy dzielenia

30 Niedziela zwykła: Odkryć Boga w duszy brata

Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy (J 14, 23).
«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22, 38-39).

Przy swym Wniebowstąpieniu Chrystus zapewnił, że pozostanie z nami po wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Pozostał nie tylko w Kościele, nie tylko w uobecniającej Jego zbawcze dzieło Eucharystii, pozostał też w naszych bliźnich, z którymi się identyfikuje: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Dzięki obecności bliźnich w naszym życiu codzienność staje się wyzwaniem dla naszej wiary, bo to wiara pozwala nam patrzeć na świat jakby oczami Chrystusa i dostrzegać ukrywającą się w drugim człowieku obecność Bożą (1).
W przeciwieństwie do rzeczy, człowiek ma specyficzną formę istnienia, którą można nazwać obecnością. Obecnością która oddziałuje na inne obecności, jakimi są ludzie. Każda obecność domaga się odpowiedzi, domaga się wyboru, z obu stron. Na twojej drodze życia staje Bóg jako miłująca obecność, ale żeby się z nią spotkać, zjednoczyć, musisz przejść przez ten pomost, jakim jest druga ludzka obecność… Ważne jest, że z tym spotkaniem drugiej obecności wiąże się zawsze konieczność wyboru. Wyboru nie tylko człowieka, ale wyboru Boga. Czy w sensie przyjęcia i otwarcia, czy w sensie odrzucenia, czy też w sensie ignorowania, bo to wszystko są wybory (2).
Ludzie – jak monstrancje – noszą Boga w sobie. I takich ludzi napotykasz na drodze swego życia. Jeśli pozwalasz swojej uwadze zatrzymać się na zewnętrznym pięknie jakiejś osoby, to jakbyś adorował złoto monstrancji, a nie widział Hostii. Zachwycasz się bogatą, kunsztownie rzeźbioną monstrancją a przecież nawet gdyby była najcenniejszym zabytkiem, cóż to znaczy, gdy nosi w sobie Ciało Boga. Również gdyby była brzydka, stara i zniszczona, ukryty w monstrancji Bóg domagałby się szacunku należnego Temu, który jest wieczny i dlatego będzie trwał, gdy niebo i ziemia przeminą (3).
Odkrycie Chrystusa w drugim człowieku w niczym nie pomniejsza wartości bliźniego. Kochając Chrystusa, kocham jednocześnie tego człowieka. To dzięki Chrystusowi drugi człowiek zaczyna nas fascynować, bo staje się coraz lepszy, coraz piękniejszy. Chrystus, włączając się w jego wolę, sprawia, że ten człowiek coraz bardziej pragnie dobra, że jest w nim tego dobra coraz więcej. Jest to jego dobro, bo przyjęta łaska pozostaje dobrem człowieka, choć jednocześnie jest to dobro Chrystusa. Chrystus włącza się w nasze życie w sposób tak doskonały; że to On kocha drugiego człowieka moją miłością, a ja kocham Jego miłością (4).
Dlaczego my Niepokalaną kochamy i oddajemy się Jej bezgranicznie? – pytał św. Maksymilian Kolbe. – Nie dlatego, że jest Ona czymś sama z siebie, ale dlatego, że Ona jest całkiem Boża. Jak Pan Jezus jest Bogiem-Człowiekiem i dlatego godzien jest miłości nieskończonej, podobnie i Matka Najświętsza jest Bożą… Dusza Niepokalanej jest przebóstwiona całkowicie, jest bez skazy i dlatego oddajemy się Jej całkowicie i Ją kochamy, bo Pana Boga kochamy. Jej miłość – to jest miłość Boża, miłość Trójcy Świętej.
Dlaczego kochamy św. O Franciszka czy św. Teresę? Nie dlatego, że byli ludźmi, ale o tyle, o ile byli Bożymi, naturalnie, że nie w takim stopniu co Matka Boża. U świętych są i niedoskonałości i mieli oni swoje słabości. Kochamy ich dla miłości Bożej.
Mamy obowiązek miłości bliźniego i jest on tak wielki, że Pan Jezus mówiąc o sądzie ostatecznym, dawał przykłady z uczynków miłosierdzia. Nie chodzi tu o miłość stworzenia, ale o miłość ze względu na Boga. Ponieważ Bóg miłuje stworzenia – i my je miłujemy (5).

(1) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, Częstochowa 1994, s.205; (2) Z.40 Postawieni na naszej drodze, s.5-7; (3) Z.40 Postawieni na naszej drodze, s.28n; (4) Ks. T. Dajczer, Rozważania o wierze, s.210; (5) Konferencje Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Niepokalanów 1990, s.262.
grupy dzielenia


31. Niedziela zwykła – Uroczystość Wszystkich Świętych:
Odnaleźć Boga we wspólnocie Świętych – Wszyscy jesteśmy powołani do świętości


Panie, moje serce się nie pyszni / i nie patrzą wyniośle moje oczy.
Nie dbam o rzeczy wielkie / ani o to, co przerasta moje siły (Ps 131, 1).

Chrześcijanin jest święty wtedy, kiedy uczestniczy w jedynej świętości Boga, która jest miłością… Bóg objawia i udziela swojej miłości ludziom dopuszczając ich do uczestnictwa w swoim życiu i zapraszając do obcowania z sobą. W miarę jak chrześcijanin otwiera się na łaskę miłości Bożej i żyje w obcowaniu z Bogiem, ogarnia go moc tej miłości i dlatego czuje się pobudzony, by przekazywać ją braciom… Miłość chrześcijańska jest z natury swojej rozlewna: albo jest apostolska, albo zgoła nie jest świętością.
„Pociągnij mnie, Panie, pobiegniemy”... o Jezu, błagam Cię, pociągnij mnie w ogień Twojej miłości i zjednocz z sobą tak ściśle, abyś żył i działał we mnie Ty sam. Czuję, że im więcej ogień miłości ogarnia moje serce, tym mocniej wołać będę: „Pociągnij mnie... tym szybciej dusze złączone ze mną... pobiegną żwawo do wonności olejków Twoich” (św. Teresa od Dz. Jezus) (1).
Święci ukazują sobą Boga: Twarz Matki Teresy z Kalkuty, tak zniszczona, że trudno dopatrzeć się w niej ludzkiego powabu, a jednocześnie tak piękna pięknem Boga. Poorane rysy, którymi trudno zachwycić się po ludzku, można tylko w nich odkryć nieskończone piękno Boga. Ta twarz jest piękną monstrancją, bo nie przykuwa wzroku do siebie, tylko skupia na Hostii. Patrząc na nią możesz pomyśleć: Jak wspaniały i niepojęty jesteś, Boże mój, w tych, których uczyniłeś swoimi świętymi (2).
Kiedyś jedna z nowicjuszek powiedziała z prostotą do św. Teresy od Dzieciątka Jezus:
– Ty Siostro jesteś doprawdy świętą...
– Nie, nie jestem świętą – odpowiedziała – nie spełniam nigdy czynów, jakich dokonywali święci: jestem maleńką duszyczką, którą Bóg napełnił łaskami... W Niebie zobaczysz, że mówię prawdę.
– Ale byłaś zawsze wierna łaskom Bożym, prawda?
– Tak, od trzeciego roku życia nie odmówiłam niczego Panu Bogu. Ale nie mogę się tym przechwalać. Patrz jak dzisiejszego wieczoru zachodzące słońce złoci wierzchołki drzew; podobnie moja dusza wydaje się wam cała błyszcząca i ozłocona, ponieważ jest wystawiona na promienie miłości. Gdyby Boskie słońce nie przysłało swego ognia, natychmiast stałabym się ponurą i ciemną (3).
Św. Maksymilian Kolbe zachęcał swoich braci: „Czasem ktoś spyta samego siebie: jakże masz odwagę starać się o to, aby być świętym, będąc tak słabym? Właśnie im kto słabszy, tym lepiej. Niepokalana jest wcieleniem miłosierdzia Bożego. Jeśli jakiegoś drania albo taką duszę, o której nie było nadziei, że coś z niej będzie, podniosła do takiej świętości, o jakiej wcale nie myślała, jeśli najbardziej zaprzepaszczonych i słabych podniosła – to i my starajmy się o świętość. Powiedzmy Jej: jeśli zginę i wpadnę do piekła, to i inni pójdą tam za mną, a jeśli podasz mi rękę – będę wielkim świętym i innych do nieba pociągnę” (4).
Świat istnieje tylko dzięki świętym, bo to dzięki temu, że rodzą się nowi święci Bóg dla nich i przez nich podtrzymuje świat w istnieniu. Ci święci, którzy kochają Boga czystą miłością wypraszają światu niezliczone łaski, zgodnie ze słowami św. Jana od Krzyża, który mówi, że odrobina czystej miłości jest bardziej wartościowa przed Bogiem i więcej przynosi pożytku Kościołowi niż wszystkie inne dzieła razem wzięte (5).

(1) O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD, Żyć Bogiem, t. III, s.331; cytat ze św. Teresy: Dzieje duszy, r. 11; Rps C, fo 34r i 35r; (2) Z. 40 Postawieni na naszej drodze, s.31; (3) Rady i wspomnienia zebrane przez nowicjuszki św. Teresy od Dzieciątka Jezus, [w:] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, Kraków 1988, s.310n; (4) Konferencje św. Maksymiliana Marii Kolbego, Niepokalanów 1983 s.310-311; (5) Z.42 W świetle i ciemnościach wiary, s.78.
grupy dzielenia