8. (…) Maryja „zajmuje pierwsze miejsce wśród pokornych i ubogich Pana, którzy z ufnością oczekują od Niego zbawienia i dostępują go” (SOBÓR WAT. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen gentium, 55).

9. (…) Zwiastowanie anielskie jest więc objawieniem tajemnicy Wcielenia w samym zaczątku jego wypełnienia na ziemi. Zbawcze udzielanie się Boga, życia Bożego, w jakiś sposób całemu stworzeniu — a bezpośrednio: człowiekowi — osiąga w tajemnicy Wcielenia jeden ze swych punktów szczytowych. Jest to bowiem zarazem szczyt wśród całego obdarowania łaską w dziejach człowieka i kosmosu. (…)

11. „Nieprzyjaźń” zapowiedziana na początku, zostaje potwierdzona w Apokalipsie, która jest „księgą spraw ostatecznych” Kościoła i świata, gdzie znowu powraca znak „Niewiasty”, tym razem: „obleczonej w słońce” (por. 12, 1).
Maryja, Matka Słowa Wcielonego, zostaje wprowadzona w samo centrum owej nieprzyjaźni, owego zmagania, jakie towarzyszy dziejom ludzkości na ziemi, a zarazem dziejom zbawienia. Należąc do „ubogich i pokornych Pana”, Maryja nosi w sobie, jak nikt inny wśród ludzi, ów „majestat łaski”, jaką Ojciec „obdarzył nas w Umiłowanym”, a łaska ta stanowi o niezwykłej wielkości i pięknie całej Jej ludzkiej istoty. Maryja pozostaje w ten sposób wobec Boga, a także wobec całej ludzkości jakby niezmiennym i nienaruszonym znakiem tego Bożego wybrania, o jakim mówi List Pawłowy: „w Chrystusie (...) wybrał nas przed założeniem świata (...) i przeznaczył dla siebie jako przybranych synów” (Ef 1, 4. S). Wybranie to jest potężniejsze od wszelkich doświadczeń zła i grzechu, od całej owej „nieprzyjaźni”, jaką naznaczone są ziemskie dzieje człowieka. Maryja pozostaje w tych dziejach znakiem niezawodnej nadziei. (…)

36. Kiedy Elżbieta pozdrowiła przybywającą do niej młodą krewną z Nazaretu, wówczas Maryja odpowiedziała słowami Magnificat. Elżbieta w swym pozdrowieniu dwukrotnie nazwała Maryję błogosławioną: naprzód ze względu na „owoc Jej łona”, następnie zaś — ze względu na Jej wiarę (por. Łk 1, 42. 45). Oba te błogosławieństwa nawiązywały bezpośrednio do momentu zwiastowania. I oto teraz, przy nawiedzeniu, gdy pozdrowienie Elżbiety daje świadectwo tamtego przełomowego momentu, wiara Maryi odsłania się na nowo — i na nowo się wyraża. To, co — w momencie zwiastowania — pozostawało ukryte w głębi „posłuszeństwa wiary”, to teraz niejako wybucha jasnym, ożywczym płomieniem ducha. Słowa, którymi Maryja przemawia na progu domu Elżbiety, stanowią natchnione wyznanie tej wiary, w której odpowiedź na słowo objawienia wyraża się duchowym i poetyckim uniesieniem całej Jej ludzkiej istoty ku Bogu. Poprzez wzniosłość, a zarazem wielką prostotę słów płynących ze świętych tekstów ludu Izraela (Słowa Magnificat, jak wiadomo, zawierają liczne cytaty ze Starego Testamentu lub do nich nawiązują), przebija osobiste doświadczenie Maryi, ekstaza Jej serca. Jaśnieje w nich promień tajemnicy Boga, chwała niewypowiedzianej Jego świętości, odwieczna miłość, która w dzieje człowieka wkracza jako nieodwracalny dar. (…)

37. (…) Słowa Magnificat wyrażają zwycięstwo u samego korzenia nad grzechem, który legł u początku ziemskich dziejów człowieka: mężczyzny i kobiety, był to zaś grzech niewiary, niedowierzania Bogu. Wbrew „podejrzeniu”, jakie wówczas ze strony „ojca kłamstwa” wtargnęło do serca Ewy, pierwszej niewiasty — Maryja, którą tradycja zwykła nazywać „nową Ewą” i prawdziwą „Matką żyjących”, głosi z mocą niezmąconą prawdę o Bogu: o Bogu świętym i wszechmocnym, który — od początku — jest źródłem wszelkiego obdarowania. Jest Tym, który „uczynił wielkie rzeczy”. Stwarzając, obdarowuje On istnieniem wszystko, co istnieje. Stwarzając człowieka, obdarowuje go szczególną wśród stworzeń godnością Bożego obrazu i podobieństwa. Nie zatrzymując się zaś, pomimo grzechu człowieka, w swej zbawczej woli obdarowywania, daje siebie: w Synu: „tak (...) umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Maryja jest pierwszym świadkiem tej zdumiewającej prawdy, która w pełni rozwinie się poprzez „czyny i słowa” (por. Dz 1, 1) Jej Syna, ostatecznie zaś przez Jego Krzyż i zmartwychwstanie.

Kościół, który pośród „doświadczeń i ucisków” nie przestaje powtarzać za Maryją słów Magnificat, „krzepi się” mocą tej prawdy o Bogu, która wówczas została wypowiedziana z tak niezwykłą prostotą, a równocześnie tą prawdą o Bogu pragnie rozjaśniać trudne i nieraz zawiłe drogi ziemskiego bytowania ludzi. (…)
Ta „opcja na rzecz ubogich” ze strony Kościoła wpisana jest w Maryjne Magnificat w sposób zadziwiający. Bóg Przymierza, którego w uniesieniu serca wyznaje Dziewica z Nazaretu, jest równocześnie Tym, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych (...), głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia (...), rozprasza pyszniących się (...), a swe miłosierdzie zachowuje dla tych, co się Go boją”. Maryja jest głęboko przeniknięta duchem „ubogich Jahwe”, którzy w modlitwie Psalmów oczekiwali swego zbawienia od Boga, pokładając w Nim całą ufność (por. Ps 25 [24]; 31 [30]; 35 [34]; 55 [54]). Ona zaprawdę głosi przyjście tajemnicy zbawienia, przyjście „Mesjasza ubogich” (por. Iz 11, 4; 61, 1).

(Jan Paweł II, Redemptoris Mater)

O pysze rozumu

Pycha jest początkiem grzechu każdego; kto się jej trzymać będzie, pełen będzie przekleństwa (Syr 10,15)
Pycha rozumu, co jest (można powiedzieć) główną wieku obecnego plagą, zależy na zbyt wyskokiem o rozumie swym przekonaniu. Opętany nią umysł sądzi nieraz, iż wszystko co rzeczywiście istnieje, rozumem poścignąć i wytłumaczyć zdoła; rzeczy zaś których pojąc nie może, już przez to samo za czcze urojenie poczytuje. Zaciekanie się na ogólnemu poszukiwań tego rodzaju umysłów, co o własnych siłach do źródła wszechwiedzy dotrzeć usiłują.

(…) Nie mogąc ani dosięgnąć Boga, ani nadwerężyć w czymkolwiek Jego wszechmocy, pycha rozumu woli zaprzeczyć istnieniu Stwórczy, a przynajmniej wpływowi Jego na świat ten widomy, niżli uznać swą niemoc i granice wiedzy swej zakreślić.

Któż nie widzi, iż podobne usunięcie Boga z należnego Mu stanowiska, a postawienie na Jego miejscu człowieka, nie tylko dokonywa radykalnego przewrotu w dziedzinie prawdy, lecz i wszelki też porządek w świecie moralnym wywraca, gdyż bez zależności od Boga, nie masz ani obowiązującego w sumieniu prawa, ani grzechu , co jest dobrowolnym prawa tego przekroczeniem, ani i odpowiedzialności wreszcie i kary, co jedyną skuteczną sankcję prawa stanowi. Uznając człowieka za istotę doskonałą i niezależną, pycha rozumu znosi nie tylko grzech pierworodny, ze wszystkimi jego następstwami, ale i wszelką też winę uczynkową, która nie może istnieć tam, gdzie nie istnieje żadne przykazanie (str. 189-190).

O pysze woli

Namiętnością najwięcej spokrewnioną z zarozumiałością jest ambicja, czyli żądza wyniesienia się, co jest chorobą woli, jak tamta jest chorobą umysłu. Oba te rodzaje pychy ze wspólnego płyną źródła, tj. ze wstrętu do ofiary, do zależności i do uznania jakiej bądź powagi. [….] Ambicja zaś buntuje się przeciw Bożej potędze i przeciw wszelkiej władzy, i pragnie sama niezależnie panować. Że jednak czuje, iż chęć rządzenia Bogiem byłaby niedorzecznością, ambicja zwraca swą żądzę panowania ku bliźnim i dąży do ujarzmienia człowieka, i stąd obraca się wyłącznie w dziedzinie czynu. (str. 218)
Oto, Najmilsi Bracia, obok pragnienia chwały Bożej i zamiłowania Jego świętej woli, trzy główne lekarstwa przeciwko pysze woli: niskie o sobie mniemanie, wyrozumiałość dla bliźnich i nieograniczone w rządy Opatrzności zaufanie.

O pysze serca

Co masz czego byś nie wziął? A jeśli żeś wziął, przeczże się chlubisz jakobyś nie wziął? (1 Kor 4,7)
Ci, których serce głownie jest zaatakowana, niezmiernie są czuli na wszystko, co im przychodzi od ludzi. Być zapoznanym, niekochanym lub wyszydzonym – to najboleśniejsza dla nich tortura. (…) Jedni chcą być wielbieni za piękność, siłę, udatność, drudzy za rozum, dowcip, wymowę, inni znowu za męstwo, szlachetność, hart woli, niektórzy najwyżej stawią tkliwość serca, głębokość lub żywość uczucia, stałość przywiązania. A i na takich nie zbywa, co pragną hołdu za cnotę i uwielbienia za świątobliwość, A że i drogi, jakiemu tego rodzaju pycha zmierza do swego celu także są rozmaite, stąd wyradza się niezmierna rozmaitość objawów tej namiętności, które znane są pod imieniem miłości własnej, zarozumiałości, samochwalstwa, próżności, obłudy, zazdrości itd.,[…]

Miłość własna jest tek wygórowane pragnienie czci i miłości ludzkiej, że opanowana tą namiętnością dusza albo sama się zaślepia na swe wady i niedostatki, i ma się za doskonałą, albo jeśli dostrzega nawet swe błędy, stara się je zakryć przed ludźmi, udając obłudnie cnoty, których nie posiada. Zarozumiały nie znosi ani upomnień przełożonych, ani uwag osób postronnych ani nawet ostrzeżeń najbliższych przyjaciół, poczytując za swego wroga każdego, co w nim upatruje jakie niedostatki.

Każde słowo nagany lub krytyki wywołuje natychmiast cały szereg argumentów usprawiedliwiających, a jeśli te nie przekonują, zamiast uznania winy, pozostaje w duszy niechęć tylko i zażalenie do ostrzegającego. […] (str 222-223)

Pragnienie ludzkich pochwał staje się częstokroć jedynym bodźcem postępowania, tak że człowiek goniący za tą mydlaną bańką wszystkie swe sprawy czyni jedynie w celu otrzymania oklasków. […] człowiek próżny śledzi jak najpilniej za publiczną opinią, niewolniczo do niej stosując swe przekonania i sprawy. Ubiór, mowa, układ, znalezienie się, a nawet upodobania i sądy – wszystko w nim jest ślepem naśladownictwem i zmienia się w każdym nowym kaprysem tak zwanego ducha czasu. (str 224). […]

Lecz niebezpieczniejsza jeszcze, bo trudniejsza do wyleczenia próżność jest ta, co z cnoty i pobożności chwały u ludzi szuka, gdyż żaden rodzaj pychy tak bardzo zaślepia, jak wysokie o własnej świątobliwość przekonanie (str 227)

(bł. Zygmunt Szczęsny Feliński , Konferencje duchowne, wyd. 3., Poznań 2002)

pdfplik pdf   plik doc